Carra: Chciałem was uszczęśliwiać
Jamie Carragher pokochał uczucia towarzyszące podnoszeniu trofeów i celebrowaniu bramek strzelonych przez Liverpool. Jednak obserwowanie radości, którą te chwile napełniały serca kibiców było tak samo wyjątkowe dla chłopaka z Bootle.
Człowiek, który przez ponad dekadę stanowił bijące serce drużyny Liverpoolu podkreśla, że wychodząc na boisko w roli piłkarza tego klubu miał na celu jedynie dawanie kibicom powodów do dumy.
Zapytany, jak chciałby być zapamiętany przez fanów Liverpoolu po zawieszeniu butów na kołku, Carragher odpowiedział w typowy dla siebie, skromny sposób:
- Jako przyzwoity gość, który próbował grać w piłkę i robił to dla kibiców.
- Każdy ma swoje zdanie, czy byłeś dobrym, czy złym piłkarzem albo jak spisywałeś się w konkretnym meczu. Wszyscy mamy własne punkty widzenia.
- Każdy wie, że starałem się robić, co do mnie należy i byłem tam dla kibiców, na Anfield i na wyjazdach, gdziekolwiek graliśmy. To jest ważne.
- Liczy się dla mnie jedynie to, czy fani będą mogli powiedzieć: "starał się dla nas".
- W każdym meczu dajesz z siebie wszystko. Walczysz dla swoich kibiców. Wchodząc na boisko, często właśnie o nich myślisz.
- Na dobre chwile w futbolu składają się te, w których wygrywasz ważne mecze lub zdobywasz trofea, ale mi taką samą radość sprawiało obserwowanie świętujących kibiców.
- Chcesz po prostu uszczęśliwić fanów. Nie ma od tego nic lepszego.
- Widzę to, kiedy wygrywamy ważny mecz, zawozimy dzieci do szkoły, a wszyscy machają do nas i trąbią klaksonami. To sprawia, że czujesz się wspaniale.
Dla Carraghera właściwie nie podlega żadnej dyskusji, że najważniejsze wydarzenie w jego karierze miało miejsce 25 maja 2005 roku w Stambule.
- Szewczenko nie strzelił tego karnego i wszyscy pobiegliśmy w stronę bramki - wspomina. - To był pierwszy moment, w którym zorientowaliśmy się, że wygraliśmy Ligę Mistrzów. Wtedy to do nas dotarło. Wszyscy wystrzeliliśmy w stronę Jerzego Dudka.
- Skurcze w mojej nodze w jednej chwili zniknęły. Kto wie, może je wyleczyłem w trakcie gry? Wygranie tego meczu było niesamowitym osiągnięciem.
W trakcie 16-letniej kariery obrońcy nie zabrakło jednak rzeczy, których Carra żałuje. Niewątpliwie jedną z nich jest brak tytułu zwycięzcy Premier League.
Kolejna to przegrana z Milanem w finale Ligi Mistrzów w roku 2007, dwa lata po triumfie w Stambule.
- Najbardziej rozczarowała mnie porażka w Atenach - powiedział Carragher. - Dwukrotne wygranie Ligi Mistrzów byłoby czymś wyjątkowym w mojej karierze.
- Każdego roku ktoś wygrywa Ligę Mistrzów, ale nie ma wielu, którzy zrobiliby to dwa razy.
- Nigdy więcej nie oglądałem tego meczu, więc nie bardzo pamiętam, jak przebiegała gra albo czy mogłem zrobić coś więcej. Przeżywanie tego na nowo byłoby zbyt bolesne.
- Pamiętam tylko, że grałem w tamtym spotkaniu. Wątpię, żebym kiedykolwiek do niego wrócił.
Carragher dołączył do Liverpoolu w wieku lat 9. Szansę debiutu w pierwszej drużynie otrzymał od Roya Evansa w styczniu 1997 roku.
Od tego czasu podniósł Puchar Europy, dwa Puchary Anglii, Puchar UEFA oraz trzy Puchary Ligi.
- Myślę, że zmieniasz się przez to jako człowiek - zastanawia się Carra. - Dojrzałem, postarzałem się, ale nigdy się z tym wszystkim nie obnosiłem.
- Wciąż lubię, kiedy ludzie uważają, że mnie to nie zmieniło.
- Jako piłkarz nabierasz doświadczenia. Jednak zawsze byłem takim samym typem zawodnika. Nie byłem próżny, ani nie starałem się eksperymentować. Zawsze grałem tak samo.
Komentarze (0)