Carra: Nie strzeliłbym karnego
Jamie Carragher ujawnia w wywiadzie, który przeprowadził z nim Chris Bascombe z dziennika The Daily Telegraph, że odmówiłby, gdyby zaoferowano mu wykonanie rzutu karnego podczas pożegnalnego meczu na Anfield.
Gdy przygotowuje się do ostatniego występu w koszulce Liverpoolu, Jamiemu Carragherowi śni się koszmar.
Liverpool prowadzi z QPR 3:0, jest ostatnia minuta doliczonego czasu i na korzyść drużyny podyktowano karnego naprzeciw the Kop. 40 000 kibiców domaga się, by Carragher dopełnił swoją karierę romantycznym gestem.
Carragher, co nie dziwi, raczej nie popadłby w takiej chwili w sentymentalizm.
– Nie ma szans. Nie wykonałbym go – mówi. – Wyobraź sobie, że bym spudłował, poszedł potem na piwo i wszyscy mówiliby, że przestrzeliłem karnego w ostatnim meczu.
– Nie mam aż tak silnego charakteru. Nie jestem osobą, która łaknie uwagi. Nigdy nie chciałem zasłaniać swojej gry. Chcę, żeby poszło nam dobrze i będę zdenerwowany, jeśli będzie inaczej.
Carragher doświadcza długiego pożegnania pełnego dobrych słów, odkąd w styczniu ogłosił swoje odejście.
W niedzielę kończy się trwające od pięciu miesięcy odliczanie, ale przez ostatni miesiąc Carragher mógł przecież skończyć karierę przez czerwoną kartkę.
– Przed meczem z Fulham ktoś przysłał mi SMS-a: „Tylko nie wyleć z boiska”. Wyobraziłem sobie wtedy opuszczenie ostatniego meczu swojej własnej kariery przez zawieszenie, więc przed pierwszym gwizdkiem postanowiłem zamienić dwa słowa z sędzią Markiem Halseyem – przyznaje.
– Powiedziałem mu: „Jeśli będę źle się zachowywał, spraw, żeby menedżer zdjął mnie z boiska”. Odpowiedział: „Nie dotykaj piłki ręką na linii bramkowej i nie popełnij poważnego faulu taktycznego, a będzie dobrze”.
Połowa postaci angielskiej piłki najwidoczniej podążyła za trendem przechodzenia na emeryturę wyznaczonym przez Carraghera. Dało mu to wiele okazji do żalu lub przemyślenia swojej decyzji na nowo, jednak Jamie poczuł raczej ulgę dzięki jej publicznemu ogłoszeniu.
Nikt nie namawiał go do zmiany decyzji bardziej, niż jego syn James, już niedługo jedyny reprezentant rodziny Carragherów w Liverpool FC.
– Kiedy mu o tym powiedziałem, chciał mnie powstrzymać – powiedział. – Dla niego też coś się kończy. Już nie będzie mógł mówić, że jego tato jest piłkarzem Liverpoolu. W poniedziałek rano jego tato będzie już taki, jak wszyscy. Po meczu będę o tym wszystkim więcej myślał.
– Kocham grać w piłkę, ale z optymizmem patrzę na to, że to już koniec. Będę zajmował się innymi rzeczami. Muszę na chwilę od tego odpocząć, zobaczyć, co z tego wyniknie.
– Myślałem o tym, jak dać upust swoim zainteresowaniom. Będę musiał znaleźć jakąś małą drużynę do gry albo coś w tym stylu. Całe to codzienne bieganie i krzyczenie, będę musiał z tego zrezygnować. Z chęcią spróbuję pograć w squasha.
Klubowi nie zabraknie jedynie piłkarskich umiejętności Carraghera. On nie był tylko sercem i duszą Anfield, ale także jego sumieniem, zaciekle broniącym wartości leżących u podstaw klubu, lecz dzięki temu bardziej przygotowanym do dostrzegania jego wad.
Teraz chce się odciąć. Może nawet unikać pobytów na Anfield.
– Nie wiem, jak często będę przyjeżdżał na Anfield – powiedział. – Mój syn na pewno będzie się pojawiał, a ja będę wykonywał swoje obowiązki w telewizji Sky, ale nie chcę być jedną z tych osób, które non stop tam przychodzą. Trzeba być ostrożnym.
– Jeśli będziemy przegrywać, spisywać się źle lub ktoś nie będzie grał na miarę swoich możliwości, będę zachowywał się jak kibic. Jako dziecko byłem fanem Evertonu, ale to samo podejście do piłki zachowałem jako piłkarz. Jeśli masz w sobie tę pasję, nie możesz po prostu przyjść i oglądać.
– Powiedziałem kolegom, że jeśli nie będą grać dobrze, dostaną ode mnie, co im się należy. Kiedy jesteś piłkarzem, zawsze zgadzasz się z dobrymi rzeczami, które o tobie mówią, a nigdy nie akceptujesz, gdy cię krytykują. Ja czerpałem z tego motywację.
Carragher wierzy, że Brendan Rodgers zagwarantuje postęp w drużynie Liverpoolu, a odejście sir Aleksa Fergusona także wróży dobrze na przyszłość.
– Sytuacja z Fergusonem jest pozytywna w wielu aspektach, ponieważ da szansę wielu klubom, nie tylko Liverpoolowi - powiedział. – Lubię Fergusona, bo widzę w nim kogoś podobnego do mnie pod względem pasji. Szczerze mówiąc, to niesamowite, by w tym wieku mieć tak wielką żądzę wygrywania. Był wielkim menedżerem i każdy, kto mówi cokolwiek innego, jest głupi.
– Sądzę, że David Moyes jest świetny, ale jeszcze nie na poziomie Aleksa Fergusona. Może kiedyś do tego dojść. Moyes jest dla nich doskonałym wyborem. To dobre dla ligi, że tę posadę otrzymał brytyjski menedżer. Zrobił dużo pozytywnych rzeczy w Evertonie. Życzę mu dobrze, ale bez przesady.
Jak chce być zapamiętany?
– Jako ktoś, kto zawsze był na swoim miejscu i dawał z siebie wszystko – mówi Carragher. – U siebie i na wyjazdach, w słońcu, deszczu i gradzie.
Mówi się, że nie wiesz, co tracisz, dopóki to się nie stanie. W przypadku Carraghera nie jest to prawdą.
Liverpool doskonale zdaje sobie sprawę, czego zabraknie mu w następnym sezonie. Nie będzie tym samym klubem, jeśli nie znajdzie sposobu, by zastąpić Jamiego.
Chris Bascombe
Komentarze (3)