Rodgers: To my jesteśmy najlepsi
Brendan Rodgers nie kryje zadowolenia z faktu, iż Liverpool do kolejnego meczu przystąpi z pozycji lidera, mając jednocześnie nadzieję, że kibice będą mogli delektować się tym "prezentem" jeszcze długo po okresie świątecznym.
Po bezbramkowym remisie Arsenalu z Chelsea, zwycięstwo the Reds 3:1 nad Cardiff City na Anfield wystarczyło, by na ten szczególny okres zapewnić sobie pierwsze miejsce dzięki różnicy bramek. Aktualna lokata jest pewnego rodzaju nagrodą za ostatnią serię czterech zwycięstw pod rząd podopiecznych Brendana Rodgersa, którzy zdobyli w nich 17 bramek.
Irlandczyk z północy jest dumny ze swoich piłkarzy, tym bardziej, że gołym okiem widać rezultaty ich ciężkiej pracy, dzięki którym mogli podarować swój gwiazdkowy prezent fanom. Jednak nie zapomina również o zbliżających się wielkimi krokami meczach.
- To jasne, że jesteśmy zadowoleni z obrotu spraw i chcemy, by było tak jak najdłużej. Od stycznia widać nasz progres w kolejnych występach, zaczynamy regularnie wygrywać.
- Dysponujemy świetnie zorganizowaną ofensywą, zdobyliśmy najwięcej bramek ze wszystkich drużyn z Premier League w roku kalendarzowym, co jest konsekwencją ciężkiej pracy, jaką wszyscy wykonujemy na treningach. Teraz zbieramy żniwa tej harówki. Niestety, również w święta nie możemy pozwolić sobie na chwilę wytchnienia.
- Ludzie zawsze oceniają dyspozycję zespołu przez pryzmat ich pozycji na święta Bożego Narodzenia. Cieszy nas to, bo jesteśmy tam, gdzie znajdować się chcemy - na szczycie. I tam chcemy się znajdować na koniec sezonu.
Rodgers podkreślił postęp, jaki zrobił Liverpool pod jego skrzydłami, oraz zaapelował do kibiców, by rozkoszowali się atmosferą, która unosi się nad klubem.
- To wspaniałe dla kibiców i nikt temu nie zaprzeczy. O tym przecież wszyscy marzą - powiedział Rodgers.
- Ostatnie kilka lat były ciężkie dla tego klubu. Teraz jednak jesteśmy skupieni i przede wszystkim zjednoczeni z wszystkimi kibicami i całym miastem - to świetny okres i trzeba z tego korzystać.
- Dla mnie jako menedżera zawsze najważniejsza była koncentracja i skupienie przed kolejnym starciem, oraz upewnienie się, że moi piłkarze są gotowi - że są odpowiednio nastawieni. Przez 18 miesięcy patrzyłem jak dojrzewamy i starałem się robić swoje, dzięki czemu jesteśmy w tym miejscu. Na pewno tego nie zmienię.
- Pod względem strategicznym, klub jeszcze czeka długa droga. Wiemy, gdzie chcemy być i musimy wciąż ciężko pracować, by tam się znaleźć. Nie możemy spocząć na laurach, i na pewno na to nie pozwolę. Tak naprawdę jeszcze niczego nie dokonaliśmy, jesteśmy na pierwszym miejscu, co jest fantastyczne, ale przed nami druga część sezonu.
Liverpool do końca roku czekają jeszcze dwa trudne mecze wyjazdowe, które bez wątpienia pomogą zweryfikować formę podopiecznych Brendana Rodgersa.
Pierwszy mecz to spotkanie z Manchesterem City w drugi dzień świąt, by następnie udać się na Stamford Bridge, gdzie zmierzymy się z Chelsea.
Kontuzje, z którymi boryka się ekipa Czerwonych na pewno nie pomagają przed tymi niezwykle trudnymi spotkaniami, jednak drużyna jest pewna, że może sprostać wyzwaniom nawet bez kilku kluczowych piłkarzy.
- Na pewno wiele się o sobie nauczymy. Wiem, na co stać drużynę, co zresztą wszyscy widzieli. Słyszeliśmy o kontuzjach, ale nasze nastawienie nie powinno ulec zmianie. Charyzma, agresja i intensywność muszą pozostać.
Manchester City zwyciężył wszystkie z ośmiu ostatnich spotkań u siebie w tym sezonie, zdobywając największą ilość goli w lidze - 51.
Rodgers jest w pełni świadom siły zespołu prowadzonego przez Manuela Pellegriniego na swoim podwórku, jednocześnie nie mogąc się doczekać starcia obu ekip.
- Wiemy, że to prawdopodobnie najcięższy mecz w tym roku. Manchester City nie przegrał żadnego starcia u siebie, więc są pewni siebie. Potrafią strzelać, ale również tracą wiele bramek, co sprawia, że ten mecz może być jeszcze ciekawszy.
- Skupiamy się tylko i wyłącznie na następnym meczu, wiemy na co nas stać, że jesteśmy w stanie kontrolować mecz, więc z niecierpliwością wyczekujemy go.
- W obu meczach w poprzednim sezonie byliśmy lepsi od City. Powinniśmy byli oba te spotkania wygrać, ale popełniliśmy kilka znaczących błędów, które spowodowały, że tak się nie stało. Oni również wiedzą, że jesteśmy mocną drużyną. Przyjeżdżamy tam w dobrym momencie, nasza pewność siebie jest wysoka, co zresztą nikogo nie powinno dziwić.
- City posiada drużynę, która może rywalizować na kilku frontach, nie tylko na arenie krajowej.
- Jesteśmy w pełni świadomi, z czym przyjdzie się nam zmierzyć, ale to my po 17 kolejkach jesteśmy najlepsi i to nas jedynie napędza.
Komentarze (11)
PS. Witam wszystkich użytkowników serwisu i przy okazji życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :)
jesteśmy na szczycie;
rozegra się bitwa o pewną godność w futbolu, najbardziej utytułowany klub z największą tradycją z jednymz pierwszych pieniężnych hegemonów, gdzie piłkarze mówią, żeby wydano 100 mln funtów na Messiego, bo chcą z nim grać.
Uważam, że Brendan jest geniuszem i w idealnym momencie przekłuł tą hodowaną od początku sezonu bańkę skromności i właśnie przed meczem z City powiedział wszystkim (oprócz Suareza, który zna swoją wartość), że są na szczycie i ten szczyt im się należy.
Mentalność i forma jest idealna i ten mecz to sprawdzian czy na prawdę jesteśmy na szczycie. I to na najtrudniejszym terenie. Bo tak na prawdę wychodząc z bajkowego założenia, że kiedy inni poczują trudy sezonu i występów w pucharach to my wybijemy się do przodu to jeśli przegramy ten mecz, to będzie oznaczało, że nasza obecna ekipa potrzebuje być może zmian na pozycjach, które dotąd były niezagrożone *for example Glen Johnson, którego bardzo lubię np.
Aczkolwiek o okienko transferowe jestem spokojny widząc to co wyprawia Brendan dotychczas. Sakho i Mignolet; Coutinho i Sturridge, po 2 strzały w dzisiątkę na okienko to mega statystyka, a niektóre może wypalą po czasie jak np. Allen. I do tego warto zauważyć, że gracze, którymi się interesowaliśmy (oficjalnie bądź tylko wg gazet) całkiem głośno i obecnie są niekiedy warci pieniądze, którymi nie władamy prawdopodobnie jak np. Diego Costa, Yohanne Cabaye czy jeszcze tam 2 nazwiska, których nie pamiętam.
A co do obecnego środka w postaci Lucas, Henderson i Allen nie można mieć wielkich zastrzeżeń, aczkolwiek Lucas to jednak nie ten sam co sprzed kontuzji. Wie, gdzie wsadzić nogę ale nie chce mu się tam biegnąć i nie rokuje to światło na przyszłość. Zaś u Hendersona i u Allena widzę to co wtedy było widać u Lucasa, mianowicie za wszelką cenę chcą coś udowodnić i jak na razie wychodzi im to znakomicie. Mam tylko nadzieję, że kiedy Stevie G wróci nie speszy znowu Hendersona, bo jego wbiegnięcia za linię obrony oraz podania za tę linię są ostatnio pikobello :) a Allen prezentuje to co prezentował na początku kariery na Anfield, a wtedy o ile dobrze pamiętam zremisowaliśmy z City na Etihad (wtedy, nie bójmy się użyć tego słowa, spierdolił to Skrtel i zamiast zwycięstwa 2:1 to remis 2:2), a przez Allena przechodziła praktycznie każda piłka. Nienasz brat Toure mówił zdaje się, że był to jeden z najcięższych występów. (a wtedy nie było Coutinho i Sturridg'a)
Podsumowując o przyszłość Liverpoolu nie ma co się bać, a takich żniw nikt z nas nie oczekiwał.
Mamy genialnego menadżera,
skupiamy się na niewielu frontach;
mamy (nie wiem czy dalej) najmłodszą drużynę w Premier League, która ciągle się rozwija i aktualnie jest na szczycie;
i 2 okienka przed zbliżającymi się (OBY, OBY!) europejskimi pucharami.
i Suarez, o którym się nie rozpisuję - odsyłam do barokowej poezji, tam jest sporo adekwatnych słów do tego co wyczynia Urugwajczyk.
PS. Głównie wychwalałem, ale chciałem specjalnie na końcu ująć jedną rzecz, która mi się nie podoba specjalnie. Otóż istnieje wg mnie w składzie taka troszkę Kuria Liverpoolska (mam na myśli takie osoby, które troszkę sterują szatnią), a wybitnymi postaaciami tam pasującymi byłyby ikony Glena Johnsona, Lucasa Leivy i pół roku temu bym tak napisał, że Pepe Reiny (w końcu ciągle nasz gracz). I o ile Pepe miał pewną pozycję na boisku i w szatni przez pierwszy rok pracy Brendana to nagle wszystko szybko się potoczyło i Reina zniknął choćby na wypożyczenie do Napoli (myślę, że nie tyle względy ekonomiczne, tylko Brendan nie chciał po prostu tak wpływowej postaci na ławce rezerwowych, bo z góry było wiadomo że Mignolet będzie lepszy). Ale wtedy Reina był nie do ruszenia, podobnie teraz jest z Lucasem i Johnsonem, którym nawet tragiczne niekiedy występy nie odbiorą miejsca w jedenastce. Może Glen albo Lucas będzie następnym, który jeśli nie zmieni sposobu pracy pójdzie drogą Reiny. Piszę o tym, bo mimo całej sympatii do obu zawodników są oni obecnie najsłabszymi ogniwami (zwłaszcza Glen wypada blado zarówno na tle zdrowego Jose Enrique jakiego znamy i ostatnio nawet Flanagana, o którego wszyscy drżeli, ale tylko przed Evertonem.
Dążę do tego, że Brendan to trochę taki dyktator z umiejętnościamii charyzmatycznymi, który robiąc dobrą minę i mając poparcie tłumu bewzględnie rozprawia się z tymi, którzy odstawali troche od Brendan's Liverpool Way.
A ja miałem taką pasterkę, że ja pier**** i stąd te wszystkie wnioski.
Z Reiną rok temu było tak samo, przy czym u niego ten stan rzeczy trwał od kilku sezonów. Mianowicie był bramkarzem numer jeden, choćby się paliło i waliło, bo nikt się nawet nie otarł o poziom, który pozwalałby mu być bramkarzem numer 1 w tym klubie.
To trochę jak z jeżdżeniem zardzewiałym Dużym Fiatem na kwadratowych oponach. Jest okropny, kaszle olejem, kopci, śmierdzi i się wszyscy z niego śmieją, ale zawsze to szybciej niż na piechotę.