Trzy kropki: Mecz z City
W Boxing Day Liverpool niestety poniósł drugą porażkę w grudniu, choć zdecydowanie na to nie zasłużył na Etihad Stadium. O błędach arbitrów, czy grze ofensywnej the Reds, możecie tradycyjnie przeczytać w najnowszym wydaniu „Trzech kropek”.
O ogólnym przebiegu meczu… (BlaiseLFC)
Liverpool tak naprawdę jako pierwszy klub zagroził City na ich własnym stadionie. Mecz zupełnie inaczej ułożyłby się, gdyby sędzia liniowy nie odgwizdał spalonego Sterlinga, którego tak naprawdę nie było. Ta kuriozalna sytuacja jednak nie wpłynęła na grę the Reds i zespół Brendana Rodgersa później strzelił gola. Udało to się Coutinho po bardzo ładnej zespołowej akcji. W ostatnich 15 minutach pierwszej odsłony City zdobyło dwie bramki. Najpierw pojedynek w powietrzu ze Škrtelem wygrał Kompany, który trafił głową, a w doliczonym czasie gry gola zdobył Negredo. Przy strzale Hiszpana nieumiejętnie między słupkami zachował się Mignolet. Liverpool miał wcześniej jeszcze jedną dobrą sytuację, kiedy dobre uderzenie Coutinho wybronił Hart. Mecz mógł się podobać od samego początku, oba zespoły tworzyły wiele sytuacji. Druga odsłona była także ciekawa. The Reds próbowali coś strzelić, ale zabrakło skuteczności. Suárez i spółka naprawdę się starali, ale ostatecznie górą byli podopieczni Manuela Pellegriniego. Taki Liverpool w spotkaniach na szczycie można oglądać.
O katastrofalnych błędach arbitrów… (Raf)
Obecna kampania miała być wyraźnym krokiem naprzód w jakości pracy sędziów na Wyspach. Jak się okazuje, nazwa nowej technologii umożliwiającej weryfikację, czy piłka przekroczyła linię bramkową, dość ironicznie koresponduje ze spostrzegawczością sędziów, których wzrok najwyraźniej nie należy do tych „sokolich”. Niestety sędzia liniowy popełnił kolosalny błąd, co nieuchronnie doprowadzi do lawiny porównań ze słynnymi, niewidomymi artystami. Sam Lee Mason również się nie popisał. Sytuacja z Lescottem i Suárezem, choć należy do tych spornych, powinna być rozstrzygnięta na korzyść the Reds. Swoją drogą Rodgers przesadził, poddając w wątpliwość obiektywność arbitra, ale mimo wszystko nie powinno być żadnych wątpliwości, co do jego bezstronności. Wracając do błędów, uważam, że te nie zepsuły całkowicie meczu, ponieważ nieuznany gol Sterlinga padł przed bramką Coutinho, stąd ciężko oba trafienia sumować. Natomiast rzut karny zależy w tej sytuacji od interpretacji sędziego. Jednak podobne decyzje i kontrowersje sprawiają, że coraz realniejsze stają się opowieści sci-fi o zastąpieniu człowieka przez maszyny – szczególnie w Premier League.
O straconych bramkach… (BlaiseLFC)
W obu sytuacjach, w których City strzeliło gola, o wiele lepiej mogli zachować się zawodnicy Liverpoolu. Škrtel według mnie miał przewagę nad Kompanym w powietrzu, ale tego w pełni nie wykorzystał. Po odbiciu piłki przez belgijskiego obrońcę ta poleciała w stronę Allena, który był ustawiony na linii między słupkami, ale nie zdołał wybić piłki. Może gdyby lepiej był ustawiony, City nie zdobyłoby bramki. Przy sytuacji Negredo duży błąd popełnił Mignolet, ale można go po części usprawiedliwić, ponieważ strzał Hiszpana był naprawdę bardzo finezyjny i zaskakujący.
O efektownej, ale nieskutecznej grze w ofensywie… (Raf)
Jeśli mecz Arsenalu z Chelsea był obwołany ucztą wyłącznie dla koneserów futbolu, to ja wolę być jednak nieco bardziej prymitywnym widzem. Bowiem spotkanie Czerwonych z Obywatelami, a w szczególności pierwsza połowa, było niewiarygodnie intensywne, obfitujące w piękne akcje ofensywne po obu stronach. Mimo, że statystyki pokazują, że był to mecz dość wyrównany, trudno nie odnieść wrażenia, że Liverpool był drużyną lepszą na Etihad Stadium. Ofensywny tercet grał momentami naprawdę spektakularny futbol. Niestety stare piłkarskie powiedzenie i tym razem zebrało żniwo. Brak skuteczności pod bramką Joego Harta był momentami zatrważający. Brendan Rodgers mówiąc o dziewięciu wygranych spotkaniach na dziesięć, rozegranych w podobnym stylu, miał najwidoczniej z tyłu głowy niewykorzystaną okazję Sterlinga, który pewnie w podobnych proporcjach trafiłby do bramki rywala. Myślę, że nie można z powodu jednego – jeszcze tak efektownego – meczu robić z tego problemu. Ale w starciu na Stamford Bridge, gdzie Mourinho przyjął taktykę, że najlepszą obroną jest… obrona Częstochowy, podobna skuteczność zakończy się w najgorszym wypadku porażką, a w najnudniejszym – bezbarwnym remisem.
O najbliższym starciu na Stamford Bridge… (Zubol)
Nieco zakłamująca rzeczywistość może być forma i prezencja boiskowa Chelsea w tym sezonie. Londyńczycy pomimo wielu wpadek na wszystkich frontach: w Capital One Cup z Sunderlandem, w Lidze Mistrzów, gdzie podwójny zestaw rozczarowania zaserwowali im piłkarze Bazylei, czy też przykładowo ostatnia porażka ze Stoke w rodzimej lidze udowadnia, że zespół ten nie włączył nawet czwartego biegu. Brak zdecydowanych zwycięstw połączony z dość nieprzekonującym stylem martwi fanów ze Stamford Bridge. Jednak pomimo problemów, Chelsea zajmuje trzecie miejsce w tabeli, po cichu ciułając punkt za punktem. To oni będą faworytami meczu. Dla nas, dla Liverpoolu, miano to jest zbyteczne, a w takim momencie nawet uciążliwe. W ekipie gospodarzy nie będzie mógł wystąpić zawieszony za piątą żółtą kartkę Ramires, co nieco krzyżuje plany José Mourinho. Jednak najbardziej frapującym Portugalczyka powinien być fakt, że Czerwoni nie obawiają się nikogo. I tego właśnie najbardziej powinien się bać były trener Realu Madryt i wieloletni wróg Rafy Beníteza. Konkludując, przyjeżdżamy do jaskini niebieskiego lwa i musimy być przygotowani na ciężki, a nawet heroiczny bój. Lecz w Londynie, opisując niedzielne zmagania nie wspominają, że przyjeżdża tylko Liverpool. Dodają, że przyjeżdża drużyna, która może wyrządzić poważne „kuku”. Jeden zespół z Północnego Londynu się o tym najdobitniej przekonał. A ostatnimi czasy, nawet piłkarzom the Reds nie znajdującym uznania w oczach Brendana Rodgersa, udało się pogrążyć dumnego „The Happy One”.
Komentarze (12)
Można krytykować grę obronną zespołu przy kontrach City a nie usprawiedliwiać tego, że bramkarz wrzuca sobie do bramki piłkę, która leci w jego rękawicę. Uczciwie trzeba przyznać, że to duży babol i tyle.
Reszta jak zwykle na poziomie :)
Nie, to nie był babol. Jeżeli chcesz poznać definicje babola to poszukaj kompilacji o ostatnich popisach Reiny.
Nie gadaj głupot bo Kompany także faulował Skrtela ! A raz miał ręke na jabłku Adama .. Także dajmy trochę równowagi . A Suarez był ciągnięty za koszulkę, to jest karny.
Powinienem dostawać dychę za każdym razem jak na mój komentarz o Mignolecie ktoś bezsensownie wspomina Reinę. Dla mnie jak bramkarz ma piłkę na ręce to ostatnią rzeczą jaką powinien robić jest jej skierowanie do własnej bramki. Każdy wie z Mignoletem włącznie, że to był babol, ale dla niektórych herezją jest powiedzieć coś złego na Belga.
Jak dla mnie daleko tam było od babola, Negredo oddał dobry technicznie strzał czy zaskoczył Simona.
Jeśli Simon nie zrobił babola to równie dobrze można powiedzieć, że Sterling trafił na pustą. Jak zakrzywiamy rzeczywistość to na całego :)
Pewnie z sędzią technicznym o tą sytuację ze "spalonym" Sterlinga.