Ings: Kontuzja mnie nie powstrzyma
Ból powoli opuszcza lewe kolano Danny’ego Ingsa, nieprzyjemny dyskomfort zanika, ale konsekwencje absencji w pierwszym zespole jeszcze długo będą mrowić w palcach.
Napastnik Liverpoolu odsuwa teraz na drugi plan Anfield i koncentruje się na Alicante, reprezentacja przed klubem. Zastanawia się co by było gdyby.
– Od dziecka moim marzeniem było zagrać w kadrze, reprezentować Anglię. Miałem tę okazję. Postawiłem stopę na progu, gdy nagle drzwi przycięły mi palce – zdradza Danny Ings.
– Nie uważam jednak, że to koniec moich marzeń. Oczywiście w tym momencie nie jestem jednym z tych, którzy dostają powołania i przez pewien czas jestem poza grą.
– Mam nadzieję, że kiedy wyleczę moją kontuzję, selekcjoner znów mnie zauważy i da mi kolejna szansę. Dzwonił do mnie i wysłał mi kilka wiadomości tekstowych. To mnie motywuje, żeby walczyć, o jak najszybszy powrót.
Minęły trzy tygodnie od operacji, której poddał się napastnik. Ings nabawił się kontuzji na pierwszej sesji treningowej pod okiem Jürgena Kloppa, na pierwszej sesji po debiucie w reprezentacji.
Ta kontuzja nie mogła przytrafić się w gorszym momencie. Jednak teraz od Anglika czuć gorący optymizm, a nie chłodny pesymizm. Ważne dla niego jest, żeby się nie poddawać i z podniesioną głową przejść przez okres rehabilitacji. Celem jest wyjście na płytę boiska jeszcze w tym sezonie.
Nie ma czasu na przyjemności, gdy dzienna rutyna to siłownia, łóżko rehabilitacyjne, komora kriogeniczna czy inne ustrojstwo, które zgodnie z opisem pacjenta "stymuluje Twoje mięśnie i pobudza je do działania". Kariera Ingsa od początku była naznaczona kontuzjami.
W trakcie pierwszego treningu w Burnley, jego stopa wpadła w nierówność murawy, a Danny uszkodził swoją łękotkę.
Idąc dalej tym tropem, w wieku 17 lat w Bournemouth zarabiał 70 funtów tygodniowo, przez co ledwo wiązał koniec z końcem. Pełen obaw, ale zmuszony przez sytuację, zapukał do drzwi Eddie'ego Howe'a i poprosił o podwyżkę.
– Kiedy na początku grałem w drużynach młodzieżowych Bournemouth, miałem tylko trzy miesięczny kontrakt. Ciążyła na mnie ogromna presja, a miałem tylko 17 lat.
– Musiałem wrócić do mojego ojca, do Southampton, ponieważ moja kawalerka nie została opłacona. Bournemouth przechodziło ciężki okres i byłem ostatnią rzeczą, o której myśleli.
– Jedna z moich sióstr również tam mieszkała ze swoim dzieckiem. Mieliśmy mały domek, więc to była konieczność ostateczna.
– Mój kontrakt nie pokrywał wszystkich moich wydatków, bo musiałem codziennie jeździć z Southampton do Bournemouth.
– Poszedłem do Eddie’ego. Cały się trząsłem przed drzwiami. Połowa mnie mówiła: Nie mogę, nie dam rady. A druga: Musisz.
– Zapytałem tylko czy w jakikolwiek sposób może mi pomóc.
– Otrzymałem niewielką pomoc od trenera i zostałem wypożyczony do Dorchester.
– Nie ciążyła już na mnie żadna presja i mój czas spędzony tam był niesamowity.
– Wciąż utrzymuję kontakt z chłopakami. To świetny klub, miejsce, gdzie nauczyłem się grać i żyć. Wróciłem stamtąd mężczyzną.
Ings utrzymuje, że jego historia jest dość wyjątkowa, jednak ważniejsze jest to, jak potrafił odpowiedzieć na wszystkie przeciwności losu.
Napastnik niezwykle poważnie traktuje swoją rehabilitację. Zatrudnił nawet osobę, która pilnuje, żeby wszystko przebiegało w należytym porządku.
– Kiedy jesteś kontuzjowany, pokazujesz tak naprawdę ile jesteś wart. To właśnie wtedy zarabiasz swoja pensję. Walczysz o powrót do najwyższej sprawności fizycznej, o powrót na boisko.
– Koncentruję się na tym, by dobrze jeść, dobrze spać, brać witaminy, ciężko pracować na siłowni, dbać o kolano i odpoczywać każdego dnia.
– W przeciwnym razie cały czas musisz nadganiać. Musisz bardziej się przykładać w trakcie kontuzji, bo przed tobą trudniejsza droga na szczyt.
Terminarz Liverpoolu był w ostatnim czasie bardzo napięty, więc przerwa reprezentacyjna może przynieść trochę dobrego. Trener i zawodnicy dostaną więcej wspólnego czasu.
– Myślę, że on wie, że nie musi się o mnie martwić. Nie mam zamiaru się ociągać.
Co do tego nie ma żadnych możliwości. Oczekujcie go na boisku. Lepszego niż kiedykolwiek, szybciej niż myślicie.
Paul Joyce
Komentarze (1)