Trzy kropki: Mecz z Bournemouth
Serdecznie zapraszamy na najświeższe „Trzy kropki”, w których AirCanada, Exol i Licznerek podzielą się swoimi wrażeniami z meczu przeciw Bournemouth. Będzie zarówno o niedzielnym pojedynku, jak i o przyszłości – tak tej dalekiej, jak i o tej najbliższej, mającej nadejść już w środę na Anfield. Miłej lektury!
– O ogólnym przebiegu meczu… (AirCanada)
Liverpool odniósł zasłużone zwycięstwo na Vitality Stadium, będąc zespołem lepszym w tym pojedynku. Prowadziliśmy 2:0 do przerwy po golach Firmino i Sturridge’a, ale to nie był wyznacznik spokoju po przerwie, wystarczy przypomnieć sobie ostatnią wizytę w Southampton. Reprezentant Anglii mógł się nawet pokusić o hat-tricka w tym pojedynku, lecz skutecznie obijał obramowanie bramki Artura Boruca. Wisienki próbowały w tym meczu się odgryzać, lecz nie była to jakaś nawałnica klarownych okazji bramkowych. Honorowy gol Kinga po błędzie w ustawieniu Lucasa był wszystkim, na co było stać gospodarzy.
– O meczu obliczonym na odpoczynek… (Exol)
Ekipa Jurgena Kloppa zostawiła mnóstwo sił na Anfield w czwartkowym spotkaniu z Borussią Dortmund więc zmiany w składzie były jak najbardziej wskazane. Niemiec praktycznie na każdej pozycji wystawił rezerwowego zawodnika może tylko za wyjątkiem brazylijsko-angielskiego duetu w ataku. Młodzi the Reds dostali swoją szansę w meczu o punkty i co by tu nie mówić – wykorzystali ją. Ward, Stewart czy Ojo pokazali, że za 2–3 lata mogą się bić jak równy z równym o miejsce w podstawowym składzie. Ponadto już w środę czeka nas prestiżowy mecz z Evertonem. Do uzyskania korzystnego wyniku Klopp będzie potrzebował zawodników w 100% wypoczętych i sprawnych.
– O piłce ręcznej w wykonaniu obrońców LFC… (Licznerek)
Trzykrotnie w trakcie wczorajszego meczu gospodarze domagali się przyznania rzutu karnego za zagranie ręką Lucasa, Touré i Smitha w szesnastce. W pierwszym przypadku pretensje były nieuzasadnione, ponieważ Brazylijczyk został trafiony w rękę z niewielkiej odległości i nie miał jak uniknąć kontaktu z futbolówką. Pozostałe dwa zdarzenia miały miejsce w drugiej połowie przy dwubramkowym prowadzeniu i mogły kosztować Liverpool utratę zwycięstwa. Mike Jones pomylił się w ocenie obu sytuacji, zwłaszcza przy zagraniu piłki ręką przez Touré, który wprost zagarnął ją przed Grabbanem. Iworyjczyk miał dużo szczęścia, że gwizdek sędziego milczał, gdyż była to klarowna sytuacja i jego wina nie powinna być poddana w wątpliwość. Ostatnią kontrowersję mieliśmy tuż przed doliczonym czasem gry, gdy Smith popełnił błąd przy przyjęciu, jednak i tym razem arbiter pozostał niewzruszony, zapewne nie będąc pewnym, czy piłka oprócz klatki piersiowej odbiła się też od ręki.
– O ważnej roli Joego Allena… (Exol)
Mimo, iż Walijczyk był w ostatnich meczach dość ważną postacią zespołu to już dawno nie było mu pisane rozpocząć mecz od pierwszej minuty. Trzeba przyznać, że Allen bardzo dobrze wykonuje swoją pracę – notuje wiele przechwytów, potrafi uporządkować grę w środku pola, czasami pokusi się także o rozegranie piłki czy nawet strzał. Widać, że w talii Jürgena Kloppa pełni funkcję typowego „jokera”, który może sam wyniku nie zmieni, ale pomoże w osiągnięciu tego celu swoim kolegom. Jednak sądzę, że Allen powinien częściej wychodzić w podstawowym składzie. Jego obecność roztacza nieopisaną aurę spokoju w szeregach Liverpoolu, a gdy się gra na pozycji defensywnego pomocnika to w sumie o to głównie chodzi.
– O prawie czystym koncie Danny’ego Warda… (AirCanada)
Walijczyk dostał szansę debiutu w Premier League i trzeba przyznać, że wykorzystał czas spędzony na boisku. Zaliczył jak najbardziej przyzwoity występ i udowodnił, że może rywalizować z Mignoletem o miejsce w bramce Liverpoolu. Grał czujnie na linii bramkowej, potrafił dobrym długim podaniem „uruchomić” partnerów w ofensywie. Miał na swoim koncie kilka udanych interwencji. Może troszkę na minus momentami była jego niepewna gra na przedpolu, lecz nie wymagajmy wszystkiego w pierwszym spotkaniu.
– O derbach z zawodzącym Evertonem… (Licznerek)
Czwartkowy mecz z Borussią Dortmund nie tylko był wyczerpujący fizycznie, ale też psychicznie. Klopp mając to na uwadze, dał ochłonąć piłkarzom i zdecydował się na rewolucję w jedenastce na mecz w Bournemouth. To ryzyko opłaciło się Niemcowi, bowiem The Reds wrócili z południa Anglii z trzema punktami, a na dodatek czołowi piłkarze mogli wypocząć przed środowymi derbami z Evertonem. Dla Nathaniela Clyne’a spotkanie w środku tygodnia będzie już 55. meczem w tym sezonie, licząc zarówno klub, jak i reprezentację. Everton jest w kiepskiej formie, nie potrafił wygrać żadnej z ostatnich sześciu potyczek w lidze i miejmy nadzieję, że Klopp, dla którego będą to pierwsze derby Merseyside, pójdzie śladami Brendana Rodgersa, który jako manager Liverpoolu nigdy z Evertonem nie przegrał.
Komentarze (3)