Blood Red: Transformacja Lovrena
W swoim najnowszym felietonie Blood Red, James Pearce skupia się na osobie Dejana Lovrena, który w końcu zaczyna wyglądać jak piłkarz, za którego zapłacono niegdyś 20 milionów funtów.
W minioną czwartkową noc na Anfield, the Reds znów byli bohaterami.
Ich występ był absolutnie fantastyczny, ale najważniejsze, że dzięki niemu Liverpool awansował do finału Ligi Europy, w którym zmierzy się z Sevillą już 18. maja.
Villarreal został praktycznie zmieciony przez zespół, który przez 90 minut stanowił jeden spójny organizm. Jurgen Klopp wycisnął umiejętności zawodników do ostatniej kropli. Ze składu, który odziedziczył 7 miesięcy temu.
Ten sezon był bardzo emocjonujący. Albo Bazylea albo nic. Jednak piłkarze zamiast zacząć obawiać się czy rzeczywiście dadzą radę osiągnąć ten cel to całkowicie uwierzyli w siebie i swoje możliwości. Decydująca rolę w tej przemianie mentalnej odegrał oczywiście niemiecki menedżer.
Trudnym zadaniem było przestawienie piłkarzy z gry indywidualnej na grę całkowicie zespołową. Jednak wykonanie tego zadania jest wielkim osiągnięciem Kloppa.
Simon Mignolet nie miał zbyt wiele do pracy po tym jak w początkowej fazie meczu sparował strzał Mario Gaspara. Pomimo tego Belg rządził w swoim polu karnym, czym tylko umacniał pewność siebie innych zawodników.
Nathaniel Clyne rozegrał już w tym sezonie 50. meczów w barwach the Reds i w każdym z nich prezentował wysoką, równą formę. Jego wojownicze nastawienie do ostatniego spotkania, zwłaszcza w pierwszym 45 minutach pozwoliło na uzyskanie korzystnego rezultatu. Na jego przykładzie można było zobaczyć jak gospodarze wręcz karmią się energią, którą wysyłali im z trybun wierni kibice.
Alberto Moreno miał sporo szczęścia, że jego popchnięcie Denisa Suareza uszło mu płazem, ale poza tym to siał nieustanne zagrożenie z lewej strony boiska.
Emre Can i James Milner całkowicie zdominowali środek pola na rzecz the Reds. Widać było kontrast pomiędzy stylami gry obecnego menedżera Liverpoolu oraz poprzedniego bossa.
Atmosfera na stadionie rozgrzewała wszystkich do czerwoności, ale Can, który powrócił do zespołu po kontuzji, zachowywał zimną krew w kluczowych momentach. Młody Niemiec w tym meczu wrzucił wyższy bieg. Już Brendan Rodgers ochrzcił go mianem "Rolls Royce player", ale dopiero Klopp pozwolił mu w pełni rozwinąć skrzydła czyniąc go jednym z liderów zespołu.
Milner jak zwykle grał na 120%. Doskonale się ustawiał, ograniczał przestrzeń rywalom nie pozwalając im na spokojne rozegranie piłki. W dodatku on praktycznie nigdy nie gra pod siebie, liczy się tylko drużyna. Jest wymarzonym typem gracza dla każdego menedżera.
W ataku Klopp tym razem postawił na siejący spustoszenie kwartet Coutinho, Firmino, Lallana, Sturridge i jak się okazało, menedżer nie pomylił się w tej selekcji.
Firmino był niesamowity. Brał udział przy wszystkich trzech bramkach. Pominięcie go w składzie reprezentacji Brazylii na czerwcowe Copa Amierca jest po prostu kpiną. Roberto Soldado pewnie do teraz leczy ból głowy, po tym jak Firmino kręcił nim niemiłosiernie.
Oczywiście w zachwytach nad ofensywą Liverpoolu nie można zapomnieć także o ważnym ogniwie tego meczu - obronie. Bezbłędne spotkanie rozegrała para środkowych stoperów: Kolo Toure i Dejan Lovren.
Historia Toure jest bardzo zaskakująca. Jego kariera w Liverpoolu w zasadzie dobiegała już końca, a tu się jeszcze okazuje, że 35-latek będzie ważnym ogniwem zespołu na finał europejskiego pucharu.
Mamadou Sakho negatywnie przeszedł testy antydopingowe i wydawało się, że pustka, którą po sobie zostawi w składzie przeszkodzi w spełnieniu europejskiego marzenia the Reds. Jednak weteran z Wybrzeża Kości Słoniowej nie po raz pierwszy udowodnił, że warto mieć go w składzie.
Lovren natomiast jest idealnym przykładem zmian jakie zaszły w klubie odkąd pojawił się w nim Jurgen Klopp. Chorwat po profesorsku obsłużył Cedrica Bakambu nie pozwalając mu na jakiekolwiek zagrania w ofensywie.
Największym komplementem jaki można powiedzieć o Lovrenie to to, że teraz naprawdę wygląda jak gość warty 20 milionów funtów. Porównanie do "spadkobiercy Jamiego Carraghera" staje się coraz mniej nietrafione. Jest liderem defensywy.
W poprzednim sezonie popełniał wiele błędów, był niepewny. Teraz wręcz emanuje spokojem i opanowaniem. Czerwona koszulka już nie ciąży mu na ciele. Klopp całkowicie zmienił jego postrzeganie siebie.
Po tym jak w fantastycznym stylu zapewnił zwycięstwo w meczu z Borussią Dortmund przed samym the Kop, teraz jego wpływ na grę był nieco mniejszy, ale nadal prezentował się wyśmienicie.
- Nie martw się już, bo wszystko będzie w porządku - śpiewały trybuny w czwartkowy wieczór.
Z Kloppem na czele, wszyscy teraz wierzymy w szczęśliwe zakończenie i cudowną noc na St. Jakob-Park.
Komentarze (8)
"emanuje spokojem i opanowaniem"
Jaja :D Oczywiście doceniam to, że Lovren przestał popełniać tak bardzo rażące błędy i przynajmniej jako tako wypełnia swoje obowiązki. Ale nazywanie go liderem defensywy, emanacją spokoju i opanowania to gruba przesada. Ostatnio jest po prostu okej. Nic więcej. Wczoraj zadanie miał łatwe, zważywszy na to, jak źle zagrał Villareal. Dziwnie taki tekst wygląda, zważywszy na to, że są większe postaci do docenienia. Patrząc na szerszy zakres - Emre Can. Czemu Pearce nie napisze tekstu o tym, jak pod rządami Kloppa stał się terminatorem środka pola i prawdziwym nie liderem, ale WYBAWCĄ defensywy i odpowiedzią na to, czemu Lovren gra lepiej. Dzięki Canowi ma po prostu mniej okazji do tego, by spotkać rywali na naszej połowie. Czemu o Canie nie ma żadnego tekstu?
Natomiast na pewno nie od Lovrena zaczynamy ustalanie składu tylko od Cana i Clyna jak już.
Co będzie dalej zobaczymy w następnym sezonie.
Nie ma co gloryfikować Lovrena bo terminator Can grał tak dobrą piłkę, że Lovren miał 3 razy mniej okazji do popełnienia tragicznych błędów.
Choć oczywiście na pewno gra lepiej to na pewno jeszcze nie wygląda na gościa za 20 mln. Obok niego jest Toure, który na tyle wygląda.
Miło słyszeć, że ktoś ma podobne zdanie ;)