Trzy kropki: Mecz z Chelsea
Wczorajszy pojedynek z Chelsea był zarazem ostatnim meczem na Anfield w tym sezonie i pożegnaniem z Main Stand w tym kształcie. Na tę specyficzną relację z wydarzeń na L4 zapraszam w imieniu red. Bojana, Licznerka i Urzeda.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Bojan)
Oglądając to spotkanie można było mieć wrażenie, że oba zespoły grają tylko z przymusu. Obie ekipy starały się rozgrywać piłkę raczej w ataku pozycyjnym, nie bardzo mając pomysł na rozpracowanie przeciwnika. Piłkarze Liverpoolu wyglądali jakby myślami byli już w Bazylei, dawno nie widziałem tylu niecelnych podań podopiecznych Kloppa. Jakby nie patrzeć, stworzyli sobie obiecującą liczbę okazji, lecz raz za razem brakowało zimnej krwi przy wykończeniu. Jeśli chodzi o gola the Blues, to trzeba oddać całe zasługi Hazardowi. Przy swoim golu dosłownie ośmieszył obronę Liverpoolu i nie zostawił żadnych szans Mignoletowi. Jak na ironię, remis pozwolił osiągnąć gol napastnika, którego większość sympatyków Liverpoolu już skreśliła – Christiana Benteke. Mecz z gatunku tych, które szybko pójdą w niepamięć.
– O 10 bramkach w 40 meczach Big Bena… (Bojan)
Mimo, iż Benteke nie błyszczy formą w tym sezonie, trzeba mu przyznać, że w ważnych momentach Belg radzi sobie nieźle. Wszedł na boisko, strzelił gola, uratował punkt. Jako napastnik wykonał swoje zadanie, a zajęło mu to tylko 15 minut. Jednak ciągle trudno wyobrazić sobie go jako podstawowego gracza The Reds. Osobiście miejsce dla niego miejsce widzę jedynie na ławce rezerwowych. Benteke jest znakomitym napastnikiem, lecz nie pasuje do taktyki, którą dla drużyny obrał Klopp. Jego przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Zaliczył w tym sezonie kilka dobrych występów, w których ratował skórę drużynie, lecz to nie wystarczy, by przebić się do pierwszej jedenastki.
– O kibicach obecnych na Anfield tylko ciałem… (Urzed)
Każdy fan piłki nożnej myśląc o Liverpoolu widzi Czerwonych grających na Anfield, myśląc o Anfield widzi tłumy kibiców śpiewających You’ll Never Walk Alone i dopingujących z całych sił swoją drużynę, nigdy nie dopuszczając kibiców drużyny przyjezdnej do głosu. A wczoraj? Gdzie się podziały te tłumy? Jakim cudem już na początku meczu miałem wrażenie, że albo gramy na Stamford, albo nasi dostali zakazy stadionowe? Jak jestem fanem LFC od dziewiętnastu lat, tak podobnej sytuacji sobie nie przypominam. Cisza jak makiem zasiał. Taki stan mógłbym zrozumieć w sytuacji, kiedy the Reds przegrywają sześcioma bramkami i są zdominowani przez rywali całkowicie, ale nie przy bezbramkowym wyniku. Może to zmęczenie dwunastego zawodnika po sezonie pełnym wzlotów i upadków, pełnym powrotów z dalekich podróży i przyśpieszonego rytmu serca dwa razy w tygodniu przez dziewięćdziesiąt minut. Jednak ja wolę wierzyć, że to głębokie wstrzymanie oddechu przed nadchodzącą środą, by tego dnia każde czerwone gardło mogło dawać z siebie 100% podczas meczu i jeszcze więcej po jego zwycięstwie.
– O odwiecznych kłopotach z dobrze ustawionymi the Blues… (Licznerek)
Mecze z Chelsea na własnym obiekcie w ostatnich latach dla Liverpoolu są dużym wyzwaniem. Wszyscy kibice mają świeżo w pamięci mecz z 2014 roku, gdy mimo wielu prób nie udało się sforsować skomasowanej obrony Chelsea i mimo wielkich oczekiwań mecz zakończył się porażką. W środę było podobnie, przed meczem to The Reds byli faworytami i przed finałem Ligi Europy mieli zaprezentować dobrą formę, ale mimo blisko trzydziestu oddanych strzałów niemal do końcowego gwizdka nie potrafili znaleźć drogi do siatki. Szczęście w postaci błędu Begovicia uśmiechnęło się dopiero w samej końcówce, gdy dobrze ustawiony Benteke zachował się godnie numeru noszonego na plecach i bezlitośnie wykorzystał pomyłkę Bośniaka, strzelając wyrównującego gola.
– O fanach opuszczjących Main Stand z krzesełkami pod pachą… (Licznerek)
W Polsce widok kibiców wracających po meczu do domu z krzesełkami ze stadionu był stosunkowo częsty na przestrzeni ostatnich lat, gdy to wiele miast budowało piękne, nowoczesne stadiony. Kibice w Anglii podzielili pragnienia polskich kibiców i ich wzorem zapragnęli zabrać ze sobą pamiątkę w postaci krzesełka z Main Stand, które okupowali przez dziesiątki ostatnich lat na meczach Liverpoolu nie tylko oni, ale często także ich ojcowie i dziadkowie. Ma to związek z przebudową całej trybuny, która w przyszłym sezonie ma być powiększona i wyglądać inaczej. Nie wszystkim fanom udało się zabrać ze sobą krzesełka, gdyż zapewne z zapisów kontraktowych wykonawca przebudowy zażyczył sobie, by trybuna była oddana im do dyspozycji w stanie, w jakim była wcześniej. Stewardzi mieli trochę pracy po końcowym gwizdku i zabierali kibicom wymontowane krzesełka, ale zapewne tym bardziej przebiegłym udało się ze swoimi zdobyczami przed nimi umknąć. Co prawda stadionowy spiker, prosił, by krzesełka pozostawić w spokoju i groził, że wynoszący je mogą zostać aresztowani, ale ciężko sobie wyobrazić, by kibice ponieśli jakieś konsekwencje.
– O zakończeniu sezonu ligowego na The Hawthorns… (Urzed)
Jak ten czas szybko płynie… Jeszcze niedawno rozpoczynaliśmy sezon pełni wiary i nadziei (po raz kolejny), a tymczasem w najbliższa niedzielę nasi piłkarze rozegrają swój ostatni mecz w lidze w tym sezonie. Niestety, nie będzie to pożegnanie ligi na Anfield, a na wyjeździe, a my znów pełni nadziei liczyć będziemy na zwycięstwo Naszych i potknięcie rywali w wyścigu o Ligę Europy. Klopp najpewniej sięgnie po drugi garnitur, stąd chciałbym zobaczyć w pierwszym składzie jak największą liczbę przedstawicieli młodzieżówki, którzy tak dzielnie walczyli w pucharach, a na ławce z radością zobaczę żegnających się z drużyną, z Bogdánem i José Enrique na czele. Idealnie byłoby zakończyć sezon zwycięstwem, jednak jeśli mielibyśmy przegrać po dobrym spotkaniu, a w środę po przepięknym starciu w finale wygrać, to życzę WBA wszystkiego dobrego.
Komentarze (0)