Trzy kropki: Finał z Sevillą
Wczorajsze spotkanie na St. Jakob-Park było swoistą alegorią zakończonego właśnie sezonu: do pewnego momentu było bardzo obiecująco, a skończyło z gorzkim posmakiem w ustach. Na naszą ostatnią trzykropkową relację w sezonie zaprasza drużyna w składzie: Bojan, Elwojtasso i ManiacomLFC.
– O ogólnym przebiegu meczu… (Bojan)
Przed meczem chyba każdy z fanów Liverpoolu wierzył w wygraną. To była ta szansa, której nie można było zaprzepaścić. W pierwszej połowie the Reds zmyślnie realizowali swoje założenia. Strzelili gola, zdobyli przewagę. Myślę jednak, że niewielu sympatyków czerwonej części Merseyside było usatysfakcjonowanych jednobramkową zaliczką do przerwy. Mowa oczywiście o próbce umiejętności gry w piłkę ręczną piłkarzy Sevilli. Jednak sędzia w żadnej z kontrowersyjnych sytuacji nie dopatrzył się przewinienia. Piłkarze zeszli na przerwę i wydawało się, że pomimo pechowych decyzji sędziowskich, Liverpool osiągnie upragniony cel. Jednak to, co stało się w drugich 45 minutach było ciosem dla każdego z nas. Sevilla przejęła inicjatywę tuż po gwizdku oznajmiającym koniec przerwy, podczas gdy ekipa Kloppa niezdarnie próbowała tłamsić ataki Hiszpanów. Cóż więcej dodać? Każdy wie jak to się potoczyło. Sevilla obroniła tytuł i to oni zagrają w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów, pozostawiając Liverpool bez europejskich pucharów.
– O trwaniu w stanie „zaskoczenia” przez całą drugą połowę… (Bojan)
Porównanie obu połów w wykonaniu The Reds wygląda jak przeprawa z nieba do piekielnych czeluści. Już w 46. minucie zdołali stracić gola. Był to najgorszy z możliwych momentów. Ekipa Sevilli nabrała wiatru w żagle i raz za razem nękała obronę i bramkarza Liverpoolu. Drużyna Kloppa najzwyczajniej w świecie stała w miejscu, a zmiany zawodników nie przyniosły żadnego pożądanego efektu. Gdy Coke dopełnił dzieła zniszczenia, uszła ze mnie cała energia. Najbardziej bolał fakt, iż na własne życzenie oddaliśmy pole, tylko co jakiś czas próbując odgryźć się Hiszpanom jakąś próbą kontry. To nie był moment dekoncentracji, to było pełnie 45 minut niemocy zawodników Liverpoolu. Sevilla nie miała innego wyjścia jak tylko wykorzystać zaistniałą sytuację. A nam, kibicom the Reds pozostaje tylko nadzieja, nadzieja na lepsze jutro.
– O kilku zaskakujących wpadkach Cana… (ManiacomLFC)
Powrót Emre Cana po kontuzji w meczu z Villarrealem był niczym błogosławieństwo dla wszystkich związanych z Liverpoolem. Jego świetna dyspozycja nie trwała jednak długo, ponieważ w meczu z Chelsea prezentował się poniżej oczekiwań. To samo można powiedzieć o najważniejszym meczu sezonu, który the Reds przegrali 1:3. Wypadł zdecydowanie słabiej od swojego rywala po drugiej stronie boiska – Grzegorza Krychowiaka. Różnicę widać było już w pierwszej połowie, którą podopieczni Jürgena Kloppa mieli pod kontrolą. W drugiej odsłonie Emre Can obniżył poziom tak jak jego koledzy. Nie był tak pewny z piłką przy nodze jak nas do tego przyzwyczaił. Szybko oddawał futbolówkę i niestety robił to niecelnie. Nie potrafił też grać dobrze w destrukcji.
– O paru wątpliwych decyzjach arbitra… (ManiacomLFC)
Mecz jaki był, każdy widział. Nikt nie może mieć wątpliwości, że karne Liverpoolowi się należały jak psu buda. Eksperci mogą się tylko sprzeczać w ilości jedenastek, które Szwed powinien odgwizdać. Jak na złość, po zmianie stron poziom sędziowski wskoczył dwa poziomy wyżej i panu Erikssonowi niewiele można zarzucić, a wręcz można pochwalić za prawidłowe zachowanie przy drugim golu Coke. Osobiście daleki jestem od stwierdzeń, że sędziowie zabrali nam puchar lub mecz był ustawiony. Liverpool do przerwy miał wszystko, żeby poradzić sobie z Sevillą bez pomocy sędziów. Równie dobrze moglibyśmy schodzić z trzybramkowym prowadzeniem do przerwy i trofeum nie zgarnąć, przecież takie rzeczy są możliwe…
– O możliwych komplikacjach na rynku transferowym… (Elwojtasso)
Największy splendor, najlepsi piłkarze oraz największe premie: to gwarantują rozgrywki międzynarodowe, a gra w Liverpoolu nie może dać. Charyzmatyczny trener, wspaniała historia i fantastyczni kibice to coś, co może nakłonić kilku zawodników do zmiany barw klubowych, lecz w dzisiejszych czasach to może nie wystarczyć. The Reds potrzebują zawodników klasy światowej, w finalnej formie, którzy mogą nie chcieć czekać całego sezonu by móc zagrać na stadionach poza deszczową Anglią. Perspektywa pracy z energicznym i wyjątkowym menedżerem może nie wystarczyć, gdy po drugiej stronie pojawi się oferta od zespołu, który gwarantuje rywalizację z gigantami z Hiszpanii, Francji, Niemiec i Włoch. Znów pojawia się ryzyko nieosiągnięcia głównych priorytetów transferowych, czego konsekwencją jest szukanie zamienników, przez co zamiast z niemieckim Mario, znów możemy zostać z tym włoskim.
– O sezonie zakończonym z pustymi rękoma… (Elwojtasso)
Dwa finały, dwie szanse i dwa razy nic. W lidze na ósmym miejscu. Po tym sezonie, jedyne co kibicom the Reds zostało, to wspomnienia – nie zawsze przyjemnie. Trudno się nimi chwalić w rozmowach z kumplami w koszulkach Barcelony, Bayernu, a nawet Leicester. Pamięć o ćwierćfinałowym rewanżu z Borussią będzie żyła długo, tak samo jak o drugiej połowie z Sevillą. Kibic Liverpoolu po tym sezonie nie ma nic i ma wszystko. Nie ma nic, co może dotknąć w gablocie, lecz ma wszystko, by się cieszyć i płakać, wzruszać się i mieć nadzieję, czuć złość i rozczarowanie. Sezon kończymy z pustymi rękoma. Gdy jednak popatrzymy na nie z bliska, zobaczymy coś więcej: blizny przypominające o bólu, odciski świadczące o ciężkiej pracy, ślady perfum po lekkim muśnięciu dłoni od dawna wyczekiwanej ukochanej, którą niemal udało nam się złapać. Teraz możemy jedynie znowu zacisnąć dłonie w pięści, popatrzeć wysoko do góry i wierzyć mocniej, niż logika na to pozwala. Bo skoro Niemiec z tym szrotem dojechał tak daleko, to jak go naoliwi po swojemu, muśnięcie dłoni może skończyć się nocą poślubną i wieloletnim małżeństwem.
Komentarze (2)
Trzeba skupić się na pozytywach bo:
-Mamy Kloppa!
-Mamy progres (w końcu widziałem jaja)
-Mamy przyszłość, bo nie wierze że Klopp się podda.
Rynek transferowy owszem trochę będzie dla nas zamknięty, jednak taki Goetze przyjdzie bo osobowość Kloppa daje więcej niż Liga Mistrzów.
Wszystko w swoim czasie, nie ma co panikować!
YNWA!!! ;)
(ps - "W końcu widziałem jaja" :D)