Hendo: Przegrany finał był najgorszy
Było już po północy, kiedy przebywający razem z drużyną w hotelu Novotel w Bazylei Jürgen Klopp postanowił, że nadeszła pora na przemowę i wspólny śpiew.
Jego zawodnicy mieli złamane serca i nie mogli otrząsnąć się po przegranej w finale Ligi Europy z Sevillą kilka godzin wcześniej. Klopp, który sam przez większość wieczoru był bardzo przybity, chciał zmiany atmosfery.
- Jesteśmy Liverpoolem - zanucił i nalegał, aby zawodnicy do niego dołączyli. W czasie poruszającej przemowy zapewnił tych, którzy zamierzali kontynuować swoją karierę na Anfield, że jego projekt dopiero się rozpoczyna oraz że z biegiem czasu będą mieli okazję zagrać w kolejnych finałach i odnosić zwycięstwa. - To dopiero początek - powiedział.
Wśród zawodników był również kapitan Jordan Henderson. - Po meczu wszyscy byliśmy oczywiście zawiedzeni, ale kiedy wróciliśmy do hotelu można było dostrzec, że w menedżerze coś się zmieniło - wspomina Anglik. - Miał przeczucie, że to początek, fundament, na którym można bazować. Był bardzo dumny z zawodników, którym udało się zakwalifikować do finału rozgrywek, a także z tego, jak bardzo się poprawiliśmy, od kiedy przejął stery w drużynie.
- Miał tę wizję, że w przyszłości uda nam się zakwalifikować do kolejnego finału. Był pewny siebie, chciał, żebyśmy wykorzystali to doświadczenie z przegranego finału jako coś pozytywnego, co utrzyma nas razem.
- Był zawiedziony tym, jak ułożył się finał i jaki był jego rezultat, ale patrzył na to wszystko z szerszej perspektywy, jako na coś, co może być przełomowym momentem w naszych karierach, chciał, żeby była to dla nas lekcja. Jeśli uda nam się wejść do innego finału, to będziemy na niego gotowi. Teraz widać, dokąd doprowadził naszą drużynę od tamtego czasu.
Henderson miał szczególne powody, aby poważnie potraktować tę noc w Szwajcarii. Kapitan cały mecz z Sevillą spędził na ławce rezerwowych, ponieważ nie zdążył w pełni wyleczyć kontuzji kolana, której nabawił się w ćwierćfinałowym spotkaniu z Borussią Dortmund.
- Byłem wtedy bardzo sfrustrowany z powodu, że nie mogę grać. Ale nie byłem w stu procentach gotowy. Wydawało mi się, że jestem, ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że tak nie było - powiedział. - Przekonywałem sam siebie, że mogę grać. Byłem w składzie, ale oczywiście nie zameldowałem się na boisku. Całe spotkanie było dla mnie naprawdę ciężkim przeżyciem, zarówno dlatego, że nie mogłem grać z powodu kontuzji, ale także dlatego, że przegraliśmy.
Kiedy Liverpool próbował gonić wynik, Klopp posłał na plac gry Joe Allena, a nie Hendersona. Czy kapitan miał o to pretensje?
- Nie miałem o to żalu. Czułem frustrację, ponieważ nie wszedłem na boisko, aby pomóc zespołowi - powiedział Henderson. - W takich chwilach każdy zawodnik czuje chęć wspomagania kolegów, aby odwrócić losy meczu.
- Przegranie finału to najgorsze uczucie. Dlatego zawsze w takich momentach ma się chęć naprawienia tego od razu, ponieważ to uczucie zostaje.
- Kiedy gra się w finale i on nie idzie tak, jak było zaplanowane i się go przegrywa, to daje motywację, aby stawać się coraz lepszym i nie przegrać kolejnego takiego meczu. Po kilku kiepskich dniach miałem ochotę wrócić do ciężkiej pracy, aby stać się jeszcze lepszym zawodnikiem i mieć okazję na jeszcze jeden taki mecz i tym razem rozegrać go inaczej.
Klopp dotrzymał obietnicy dotyczącej doprowadzenia drużyny do kolejnego finału, jednak tylko trzech zawodników, którzy grali w spotkaniu przeciwko Sevilli ma szansę wystąpić w meczu z Realem Madryt - Roberto Firmino, Dejan Lovren oraz James Milner.
Henderson tym razem będzie mógł poprowadzić Liverpool w spotkaniu o Puchar Europy. Teraz tylko od zawodników zależy, czy będą mogli wznieść to trofeum.
- Najważniejsze dla nas jest to, aby pójść o krok do przodu i wygrać - powiedział.
- O tym będą rozmawiali ludzie za 20 czy 30 lat, nie o tym, czy komuś udało się wejść do półfinału lub finału.
Komentarze (0)