Redknapp: Van Dijk uświadomił mi moje osiągnięcie
To fakt, ale kiedy wypowiadamy go głośno, Jamie Redknapp krzywi się i kręci niespokojnie na krześle. Były kapitan Liverpoolu rozmawia z Liverpool Echo przez Zoom przed niedzielnym finałem Pucharu Ligi, gdy słyszy, że w przyszłym miesiącu upłynie trzydzieści lat odkąd on sam po raz pierwszy triumfował w tym turnieju. Sukces ten miał miejsce, gdy puchar znany był jeszcze pod nazwą Coca-Coli, a geniusz Steve’a McManmana popchnął Liverpool Roya Evansa do ich piątego triumfu w tych rozgrywkach, kiedy 2 kwietnia 1995 roku pokonali drużynę z Championship, Bolton Wanderers.
Era Evansa na Anfield była dla wielu obiektem przesadnej krytyki, a ówczesna drużyna Liverpoolu niesłusznie zyskała opinię grupy, która przedkłada imprezowanie nad profesjonalizm. W końcu przylgnęła do nich przykra etykietka „Spice Boys”, i stała się pretekstem do medialnych ataków. Symbolem tej ery stały się osławione kremowe garnitury z przegranego finału Pucharu Anglii przeciwko Manchesterowi United w 1996 roku. W rezultacie łatwo zrozumieć, dlaczego Puchar Ligi z roku 1995 stał się czymś w rodzaju zapomnianego trofeum na Anfield. Redknapp jednak z sympatią przywołuje wspomnienia sprzed trzydziestu lat.
– Trzydzieści? Przestańcie, przez was czuję się staro! – śmieje się. – Chociaż to był wspaniały dzień i moje pierwsze trofeum w Liverpoolu. Graliśmy wtedy z Bolton, oczywiście w roli faworytów, ale oni też mieli dobrą passę w pucharze i kilku zawodników, którzy mogli nas skrzywdzić. Alan Thompson, John McGinley i Jason McAteer, dobrzy piłkarze, tworzyli zagrożenie i mecz wcale wydawał się łatwy. To była dla nich świetna okazja, ale na szczęście my mieliśmy tego dnia Steve’a McManmana. Gdybyście w tamtym czasie spojrzeli na nasz skład i zdobyty właśnie Puchar Ligi, zapewne powiedzielibyście, że powinniśmy wtedy dominować. I prawdopodobnie mielibyście rację, bo grało u nas wielu dobrych piłkarzy, Roy był świetnym menedżerem, mieliśmy doświadczenie i niesamowitych kibiców. Wszystko było na swoim miejscu, ale jakoś nie zadziałało. Jeśli spojrzymy na finał [Pucharu Anglii] rok później, to mógłby łatwo zakończyć się inaczej – wiem, że to był słaby mecz, ale po prostu nie potoczył się po naszej myśli. Ale [Puchar Ligi z 1995 roku] jest tak ważny, bo stanowi część historii klubu, a my z nim, w końcu zdobyliśmy go. I jeśli mówimy o finałach pucharów, to nie sądzę, żebyśmy widzieli dużo lepszych indywidualnych występów, niż ten Steve’a McManmana tego dnia. Jego drugi gol był wręcz przerażający. Macca był genialnym piłkarzem i to właśnie potrafił dać drużynie.
Sześć lat później, gdy karierę Redknappa naznaczały kontuzje, mógł jedynie patrzeć, jak Liverpool pokonuje Birmingham City po rzutach karnych w kolejnym finale Puchar Ligi, zdobywając pierwsze z trzech trofeów pod wodzą Gerarda Houlliera. Wtedy też po raz pierwszy The Reda zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów. W sezonie 2000/2001 Liverpool rozegrał łącznie sześćdziesiąt trzy mecze, jednak Redknapp nie mógł pojawić się na boisku ani minuty z powodu przebytej w presezonie operacji kolana. Po tym, jak zdecydował się poddać jej w Colorado, pod nadzorem znanego doktora Richarda Steadmana, finał Pucharu Ligi oglądał wprawdzie jako kapitan drużyny, jednak zamiast koszulki musiał założyć klubowy garnitur. Uczucie, jakie mu wtedy towarzyszyło określa jako „zawodową zazdrość”.
– To bardzo skomplikowane, bo towarzyszą mi mieszane uczucia, myślę, że nie da się tego zrozumieć nie będąc na moim miejscu – wyjaśnia. – Nazwałbym to zawodową zazdrością. – To moi przyjaciele i bardzo się cieszyłem z ich sukcesu, ale wtedy myślałem, że oddałbym wszystko, żeby być z nimi na boisku. Podnoszenie pucharu nie jest takie samo, kiedy się ma na sobie garnitur, jak wtedy, gdy jest się pokrytym potem, błotem i siniakami, i gdy samemu wygrało się go dla drużyny. To trudne, ale tak było. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało, ale byłem też ogromnie dumy, że jestem kapitanem Liverpoolu. Kiedy wspominam swoją karierę... Virgil van Dijk wrzucił coś w zeszłym tygodniu na media społecznościowe, i to była lista kapitanów Liverpoolu. Byli tam Virgil i Stevie [Gerrard], i wtedy pomyślałem: „O Boże, ja też byłem kapitanem tego klubu! Co za osiągnięcie!” Przejąłem opaskę po zawodnikach, którzy w byli tamtym czasie bardzo cenieni, takich, jak Graeme Souness, Alan Hansen, Emlyn Hughes, Tommy Smith i inne duże nazwiska. I ja też się tam znalazłem. Oczywiście nie wygrałem tyle, ile bym chciał, ale i tak założyłem opaskę i zagrałem przed pięćdziesięcioma tysiącami ludzi i nikt nigdy nie będzie mógł mi tego odebrać.
Rozmowa nieuchronnie schodzi na finał Pucharu Ligi w 2025 roku, w którym to Redknapp będzie częścią zespołu ze Sky Sports, komentującego mecz na żywo w niedzielę od godziny 15:00. Były pomocnik reprezentacji Anglii uważa, że kluczowym starciem będzie starcie między napastnikiem Newcastle, Alexandrem Isakiem, który zdobył w tym sezonie 19 bramek, a kapitanem The Reds, Van Dijkiem. Twierdzi jednak, że to środek pola będzie miejscem, w które rozstrzygnie o wygranej lub przegranej.
– Odkąd tu pracuję, zawsze oglądam mecze, a Virgil to fenomen i plasuje się na równi z Alanem Hansenem jako najlepszy środkowy obrońca w historii klubu” – mówi Redknapp. – Jest absolutnie niezwykły, lecz kilku zawodników na świecie może sprawić mu problem, i nie chodzi tu tylko o niego, bo widzieliście, co Alexander Isak zrobił z Williamem Salibą i Gabrielem w półfinałach z Arsenalem. To będzie wielkie starcie, Isak grał w meczu zremisowanym 3-3, świetnym spotkaniu. Będą walczyć jak równy z równym, mogą nawet grać każdy na każdego w środku pola z Bruno Guimaraesem, Sandro Tonalim i Joelintonem. Jeśli Arne Slot zdecyduje się na Szoboszlaia, Mac Allistera i Gravenbercha, to oni są najlepsi w takich aspektach jak siła, technika i gole. Mają to wszystko, więc będzie dobrze. Newcastle straciło lewą stronę, do daje Liverpoolowi dużą przewagę. Ciekawe, kogo ustawi tam Eddie Howe: Kierana Trippiera, Tino Livramento czy Dana Burna. Trippier może się sprawdzić, ponieważ jest prawonożny, aby zablokować Mo Salaha, gdy ten ścina do środka. Jestem wielkim fanem Eddiego Howe'a, bo rzadko kiedy myli się przy wyborze składu w ważnych meczach. Zapewne Harvey Barnes zagra zamiast [zawieszonego] Anthony'ego Gordona. Nie wiem, dlaczego Harvey, wydaje mi się, że rozegrał kilka dobrych meczów przeciwko Liverpoolowi. Potrafi grać, jest szybki, zręczny, ma pecha, że nie dostał za wielu minut, bo na jego miejscu był Gordon. Nie lekceważyłbym Barnesa. Może stać się naprawdę ważnym zawodnikiem.
– To ma w sobie coś cudownego – dodaje Redknapp. – Dwie grupy kibiców, takie duże i głośne, są dokładnie tym, czego chce się w finale. Newcastle towarzyszy odrobina desperacji, bo nie wygrali nic od pięćdziesięciu pięciu lat, czy coś koło tego. Liverpool ma kibiców z całego świata, zapowiada się to fantastycznie i hałas na Wembley będzie w ten weekend niesamowity.
Komentarze (0)