Trzy kropki: Mecz z Man City
Raz jeszcze City nie zdołało podbić Anfield, Kompany wrócił do domu ze złymi wspomnieniami, a Coutinho okazał się katem the Citizens. Czy nasi redaktorzy – Glodzilla, Kinio25LFC i Raf – dostrzegli w tym pojedynku coś więcej? Zapraszamy na „Trzy kropki”!
– O ogólnym przebiegu meczu… (Glodzilla)
Po starciu mistrza z wicemistrzem oczekiwaliśmy wielkich emocji i z pewnością takich wczoraj doświadczyliśmy. Piłkarze od samego początku narzucili intensywne tempo, co zaowocowało pierwszą bramką już w 11. minucie i dość szybkim wyrównaniem gości. Po gospodarzach nie było praktycznie widać śladu ostatniej wycieńczającej fizycznie i psychicznie batalii w Stambule, a wzmocnieni kilkoma świeżymi zawodnikami mieli siły napierać na rywali przez pełne 90 minut. Aktywny był Lallana, który z dwiema nieuznanymi bramkami może uważać się za Pechowca Meczu, solidny występ zaliczył antybohater spotkania z Beşiktaşem, Lovren, ale pierwsze skrzypce grali Allen, Henderson i Coutinho, których postawa zadecydowała o wygranej the Reds. Zdominowane w środku pola City pod koniec spotkania zaczęło popełniać coraz więcej błędów, a zmiany Pellegriniego nie okazały się trafione. Jeden celny strzał to zdecydowanie za mało, by pokonać rozgrywających jeden ze swoich najlepszych meczów w sezonie liverpoolczyków.
– O znów magicznym Coutinho… (Glodzilla)
„Dryblujące chuchro", „piłkarz, który gra dla innych" – tak niegdyś na łamach „Piłki Nożnej" opisywano 18-letniego, wchodzącego do wielkiej piłki Coutinho. Po czterech latach możemy też już bez wahania dopisać „strzelający". Brazylijczyk po raz kolejny zachwycił kibiców uderzeniem, którego nie powstydziłby się sam Steven Gerrard, i także po raz kolejny zapewnił wygraną nad Obywatelami, stając się prawdziwym koszmarem Vincenta Kompany’ego i Joego Harta. Wszyscy jednak na przestrzeni ostatnich dwóch lat pamiętamy, jak wiele piłek obiło bandy reklamowe (o ile do nich dotarły…), zanim pomocnik w końcu zaczął trafiać do celu. Cechuje go wielka determinacja – niejeden na jego miejscu, zniechęcony marnymi próbami strzałów, dawno by się poddał. On jedną ze swoich największych słabości zamienił w czołowy atut. Wczoraj jak zwykle ruchliwy, hojnie obdarowujący kolegów podaniami, będący w centrum wydarzeń, zarażający pasją. Do pełni szczęścia brakuje mu chyba tylko zeszłorocznego Daniela Sturridge’a.
– O nieocenionym i niedocenianym Allenie… (Kinio25LFC)
Cichy bohater dzisiejszego spektaklu, w ledwie kilka dni po niefortunnej kontuzji Lucasa Leivy górnolotnie obwieścił w jednym z wywiadów, że z powodzeniem może go zastąpić. Na złość wszystkim swoim krytykom, mając obok siebie Jordana Hendersona i ruchliwych, pokazujących się do gry kolegów, ze szczególnym naciskiem na Coutinho i Sterlinga, nasz filigranowy pomocnik z uporem godnym lepszej sprawy wypełnia swoją obietnicę. Nieraz ręce same składały się do oklasków, gdy obserwowało się jego upór, zadziorność oraz efektywne uprzykrzanie życia zawodnikom City. Yaya Touré i spółka, mimo doskonałych „papierów na dominację środka pola”, musieli dziś uznać wyższość Allena, który mimo niewielkiego wzrostu, górował nad kolegami po fachu z Manchesteru, wypracowując sobie tytuł cichego bohatera wczorajszego meczu na szczycie. Brawo!
– O zadziwiająco dobrej kondycji fizycznej graczy LFC… (Kinio25LFC)
Świat zdaje się zbliżać ku swemu końcowi, bo nagle Brendan Rodgers nauczył się przeprowadzać dobre zmiany. Wypoczęci Henderson i Coutinho, niezmordowany Moreno, biegający od bramki do bramki, wreszcie rześki, wygrywający większość pojedynków biegowych Sterling czy górujący nad napastnikami City Škrtel i Can, to najkrótszy opis, jakim można podsumować wybitną prezencję The Reds w tym meczu. Jeśli zważyć na fakt, że Obywatele mieli do dyspozycji o niemal dwie doby więcej, aby przygotować się na niedzielny szlagier z Liverpoolem, rzecz jasna pamiętając o tym, że City to ekipa, która może wystawić dwie niemal równorzędne jedenastki, nasz menedżer zasługuje na oklaski. Odmieniony w 2015 roku Liverpool zdawał się nie pamiętać o sporym balaście, który znacząco nadwyrężył ich siły w środku tygodnia i jak gdyby nigdy nic, zabiegaliśmy mistrza Anglii, ani na moment nie rezygnując z pressingu.
– O tradycyjnej już ponoworocznej zwyżce formy… (Raf)
Wszyscy doskonale wiedzą, że Liverpool Rodgersa zaskakuje w drugiej części sezonu. Wyniki z poprzednich lat dobitnie to pokazują. W kampanii 2012/2013 po pierwszych 19 kolejkach the Reds mieli marny bilans sześciu zwycięstw, siedmiu remisów i sześciu porażek. W drugim rozdaniu wygrali już 10 razy. Kolejny rok Brendana i znowu cztery zwycięstwa różnicy w analogicznym okresie (w tym seria bez przegranej, można by rzec: „od Chelsea do Chelsea”). Z kolei w obecnym roku Czerwoni jeszcze w lidze nie przegrali. Jak widać, obecne wyniki nie są wyłącznie spowodowane aklimatyzacją nowych zawodników. Można dostrzec w tym prawidłowość. Ciężko ocenić czy metody i przygotowanie naszego menadżera są trafione. Właściwie każda ekipa zmaga się z własnymi demonami w trakcie sezonu, Kanonierom zazwyczaj starczy amunicji do końca marca, City potrafi razić czasami szokującą nieskutecznością, a Chelsea grać jak zespół walczący o utrzymanie. Brendan musi jednak powrócić do zwycięskiej formuły, w której potrafiliśmy wygrywać także w słabszym okresie, jeśli chce mierzyć wyżej niż walka na śmierć i życie o czwarte miejsce.
– O nie mniej ważnym meczu z teoretycznie słabszym Burnley… (Raf)
Właśnie takie drużyny czynią Premier League tak wymagającą ligą. Patrzysz na najbliższego rywala, mając za sobą świetny występ z mistrzem kraju i w perspektywie pogoń za europejskimi pucharami, a tu nagle beniaminek wspina się na wyżyny i kończy się wielką grecką tragedią. Może the Clarets są w strefie spadkowej, może i w graficznym schemacie sześciu ostatnich spotkań dominuje u nich kolor czerwieni, jednak ostatni remis na Stamford Bridge uwidocznił, że nigdy nie można spuszczać gardy, szczególnie mając do czynienia z desperatem. Trzeba będzie uważać zwłaszcza na Ingsa, który będzie chciał pokazać się z jak najlepszej strony klubowi zainteresowanemu jego usługami. Nie ma już jednak odwrotu, ostatnie zwycięstwo pokazało, że możemy walczyć na równych prawach z Arsenalem i United. Szczególnie, że terminarz trochę nam się uprościł – brak Ligi Europejskiej połączony z klasą najbliższych dwóch rywali otwiera nam doskonałą okazję do wskoczenia do Top 4.
Komentarze (1)