AVL
Aston Villa
Premier League
13.05.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1124

Analiza (i piękna gra) w służbie LFC (cz. II)


Zapraszamy do lektury drugiej części artykułu Bruce’a Schoenfelda dotyczącego Iana Grahama i jego zespołu analityków, który pośrednio stoi za większością kluczowych dla Liverpoolu decyzji.

CZĘŚĆ DRUGA

Część pierwszą opublikowano pod tym adresem.

Po mniej więcej półgodzinie styczniowego meczu na Anfield pomocnik Naby Keïta otrzymał podanie z lewej flanki i rozpoczął drybling przy pomocy swoich długich susów. W tym okresie Liverpool przewodził w tabeli Premier League, jak zresztą działo się przez większość sezonu. Wcześniejsza porażka Manchesteru City dawała Liverpoolowi szansę na powiększenie swojej przewagi do siedmiu punktów, gdyby tylko zdołali pokonać Leicester City. Ze swojego miejsca na trybunach Graham napominał Keïtę.

– Dawaj, Naby – mówił z silnym walijskim akcentem. – Dawaj!

Keïta minął dwóch obrońców Leicester. Później zawahał się na moment i stracił piłkę. Graham westchnął.

– Ach, Naby – powiedział.

Graham dorastał jako kibic Liverpoolu o godzinę drogi od Cardiff. Jego dzieciństwo w latach 70. i 80. zbiegło się z epoką dominacji Liverpoolu. Dodatkowo pomagał fakt, że czołowy zawodnik klubu, Ian Rush, także był Walijczykiem. Przed każdym meczem razem z trójką analityków, którzy pracują pod nim, tworzą zbiór informacji. Nim Klopp zadecyduje, które z ich wskazówek warte są przekazania piłkarzom, po równaniach nie ma już śladu – piłkarze mają jedynie mgliste pojęcie na temat tego, że niektóre rady pochodzą od osób z tytułami doktorskimi z dziedziny matematyki. – Wiemy, że ktoś za zamkniętymi drzwiami spędził solidne godziny, żeby to rozgryźć – mówi pomocnik Alex Oxlade-Chamberlain. – Ale menedżer nie rzuca nam statystyk i analiz. Mówi nam jedynie, co mamy robić – dodaje. Zwykle te porady znacząco odbiegają od tego, co może sobie wyobrazić przeciętny kibic zasiadający przed telewizorem. Graham i jego zespół mogą na przykład wspomnieć, że najlepszy lewoskrzydłowy w klubie posyła silne dośrodkowania przed bramkę ponad głowami obrony. Jednocześnie dane wskazują, że mniej imponujące dośrodkowania po ziemi z prawej strony, zwykle dokładniejsze, częściej kończą się bramkami. Takie rzeczy brzmią jak banał, a jednak w piłce nożnej to rewolucja.

Do najbardziej istotnych obowiązków Gragama należy pomoc klubowi w procesie rekrutacji nowych zawodników. Robi to, dostarczając informacji na temat poszczególnych spotkań w oparciu o swoje wzory. Czego nie robi, to ocena na bazie obejrzanych spotkań. – Nie lubię materiałów wideo – mawia. – Sprawiają, że stajesz się stronniczy. – Graham chce by klub, dla którego pracuje, wygrywał, ale jednocześnie chce, by jego oceny się sprawdzały. – Dyskutuje się na temat umiejętności i postępów wszystkich tych graczy – wspomina. – Jeśli słabo się spisują, traktuję to jako pewnego rodzaju osobistą ujmę. Jeśli mówię, że ktoś jest dobrym piłkarzem, naprawdę bardzo mocno pragnę, by mu się wiodło.

Keïta jest jednym z odkryć Grahama. Urodzony w zachodnioafrykańskiej Gwinei zawodnik przez pięć grał w austriackim Red Bull Salzburg, kiedy Graham zauważył dane, jakie generują jego występy. Nikt inny nie mógł się z nim równać. W tym czasie Keïta ustawiany był jako defensywny pomocnik, przed środkowymi obrońcami. Niekiedy defensywni pomocnicy przeradzają się w graczy środka pola, którzy od czasu do czasu grywają wyżej. Tak też stało się z Keïtą. Rzadko kiedy z czasem stają się pomocnikami ofensywnymi, z większością zadań związanych z atakiem. A i tak właśnie było z Keïtą.

Wymienność ról Keïty sprawiała, że jego występy wymykały się standardowym statystykom, z jakich kluby korzystają przy ocenie zawodników. Przykładowo w piłce nożnej, w przeciwieństwie chociażby do koszykówki, pozycja na jakiej gra dany zawodnik, ma kluczowe znaczenie dla tego, jak często będzie miał okazję na zdobycie bramki, albo jak często będzie uczestniczył w fizycznych starciach. Jednak Graham i tak nie ma zbyt wysokiej oceny o takich statystykach. Niewiele wyżej ceni nieco bardziej rozwiniętą ich formę zawierającą zestawienia numeryczne jak odsetek celnych podań. Zamiast tego spędził kilka miesięcy na budowie formuły, która oblicza szanse jakie dana drużyna ma na zdobycie bramki przed każdym kolejnym zagraniem – podaniem, spudłowanym strzałem, wślizgiem – i bezpośrednio po nim. Korzystając z tego wzoru jest w stanie ocenić, w jaki sposób dany zawodnik wpływa na szanse drużyny na wygranie meczu. Oczywistym jest, że część graczy przewodzących konwencjonalnym statystykom kończy także w czubie tabeli Grahama. Ale niektórzy po weryfikacji przy pomocy tej metody przesuwają się znacznie, znacznie niżej.

Poziom skuteczności podań Keïty zdaje się być niższy niż u niektórych pomocników światowej klasy. Graham ocenia jednak, że biorąc pod uwagę charakter podań podejmowanych przez Gwinejczyka, jeśli już dojdą one do adresata, jego koledzy znajdują się w ponadprzeciętnie dobrej sytuacji do zdobycia bramki. Skauci widzieli w Keïcie wszechstronnego zawodnika, Graham na swoim laptopie dostrzegł fenomen. Pomocnik nieustannie podejmował próby przeniesienie piłki w kierunku bramki rywali – coś czego nawet uważny widz mógłby nie zauważyć, póki nie zwróconoby mu na ten fakt uwagi. Od 2016 roku Graham nalegał, by Keïta został zakontraktowany. Zawodnik przybył do Liverpoolu minionego lata.

Podczas styczniowego spotkania z Leicester gra Keïty zdawała się nie usprawiedliwiać pochwał Grahama. Wyniki równań wciąż pokazywały, że Keïta radzi sobie równie dobrze co zwykle, jednak niewielu fanów podzielało ten pogląd – prawdopodobnie zbliżony pogląd miała i część zarządu Liverpoolu. Sprawie Keïty (i spokojowi Grahama) pomogłoby kilka bramek lub asyst. W drugiej połowie Keïta przedryblował paru rywali, po czym w jakiś sposób znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Kiedy Graham z niecierpliwością wpijał palce w krawędź krzesełka, Keïta oddał strzał. W tym samym czasie jeden z obrońców Leicester wpadł na niego. Piłka przeszła obok słupka i ku niedowierzaniu kibiców Liverpoolu nie podyktowano rzutu karnego. Graham jęknął. Wkrótce Keïta został zdjęty z boiska. Graham pożegnał schodzącego zawodnika brawami, ale nie chciał odpowiedzieć na pytanie o to, czy ten zagrał dobry mecz. Powiedział, że dla rozstrzygającej odpowiedzi musi zajrzeć do swojej bazy danych.

Graham pracował nad swoją dwuipółletnią habilitacją w Cambridge, kiedy zdał sobie sprawę, że nie chce być naukowcem. Większość przełomowych odkryć w jego dziedzinie, fizyce polimerów została dokonana lata temu. – Klasyczne prace napisano w latach 70. – mówi. – Tak więc szukasz czegoś, co mogłoby posunąć poziom nauki choć odrobinę do przodu. – dodaje. Kiedy ktoś podsunął mu ogłoszenie na temat pracy w nowo powstałym zespole, który chciałby doradzać klubom piłkarskim, był zaintrygowany. Został przyjęty i w ramach pracy domowej dostał lekturę do przeczytania – „Moneyball”.

W latach 2008–2012 doradzał Tottenhamowi. W klubie rządzili menedżerowie, którzy wykazywali niewielkie zainteresowanie jego podpowiedziami – prawdę mówiąc z dużą dozą prawdopodobieństwa podobnie zrobiłby niemal każdy piłkarski trener tej epoki. Wtedy Fenway nabyło Liverpool i zaczęło wprowadzać nową kulturę pracy. Jej elementem okazało się zatrudnienie Grahama, którego zadaniem było zbudowanie działu odpowiedzialnego za pozyskiwanie danych na wzór ekip baseballowej MLB. Pierwsza reakcja była niezmiennie oziębła. – „Goście od laptopów”, „Nic nie wiedzą o piłce”. Do niedawna to było wszystko, co mogłeś o nich usłyszeć – mówi Barry Hunter, który jest szefem działu skautingu w klubie. – Sprawa „Moneyball” była wspominana aż zbyt często.

Graham nie zwracał na to specjalnej uwagi. Był nie do powstrzymania w swojej misji w poszukiwaniu błędów systemu – jego celem było znalezienie niedocenianych zawodników, niekiedy ukrywających się o dziwo na pierwszym planie. Pewnego popołudnia minionej zimy wyciągnął z laptopa pewne dane i wrzucił je na ekran. Tabele zawierały statystyki takie jak liczba bramek, współczynnik bramek na minutę, wykreowane szanse i spodziewane bramki. Sam fakt pracy Grahama z takimi danymi był pewnym zaskoczeniem, gdyż on sam określał je jako uproszczone. Jednak było to celowe zagranie. – Czasami nie musisz zagłębiać się głębiej niż to – powiedział.

W 2014 roku Chelsea kupiła usługi egipskiego ofensywnego pomocnika Mohameda Salaha. Salah przybył do Londynu z reputacją wschodzącej gwiazdy, choć w ciągu swoich dwóch pierwszych lat w Szwajcarii zdobył ledwie dziewięć bramek. W Chelsea jego pobyt można określić jako niczym nie wyróżniający się – w ciągu dwóch sezonów wystąpił w 13 meczach, zdobywając dwie bramki, jednocześnie większość czasu spędzając na wypożyczeniach do innych klubów. Ostatecznie został sprzedany do włoskiej Romy. Na tym etapie jego kariery oceniano, że Salah ma niewielkie szanse na sukces na angielskiej ziemi.

Gra w Premier League jest wyjątkowa, przynajmniej w ocenie angielskich fanów. Rywalizacja jest bardziej zrównoważona niż gdziekolwiek, niemal każdy mecz to wyzwanie. Angielscy piłkarze uczą się gry na zmrożonych murawach, która negatywnie wpływa na dokładność podań i jednocześnie sprzyja bardziej surowemu, fizycznemu stylowi gry. Nieustanne zainteresowanie mediów bywa rozpraszające. Pogoda często jest okropna. Niektórzy zawodnicy, jak głosi powszechna opinia, zwyczajnie się nie nadają do takich warunków. – Istnieje taki pogląd, że Salah nie sprawdził się w Chelsea – mówi Graham. – Z całym szacunkiem, ale nie zgadzam się – dodaje. Sprawdzając wyliczenia Grahama, produktywność Salaha w Chelsea była podobna do tej tuż przed jego przyjściem do Anglii, jak i tuż po tym, jak opuścił londyński klub. Do tego tych 500 minut, jakie zagrał w niebieskiej koszulce określało jedynie niewielki wycinek jego kariery. – Być może istniały drobne przesłanki przemawiające przeciw jego zdolnościom – mówi Graham – ale było też 20-krotnie więcej informacji wynikających z tysięcy minut gry – kończy. W stereotypowym podejściu, że gra w Anglii jest „czymś innym”, Graham dostrzegł szansę – niewydolność systemu.

Graham polecił Liverpoolowi zakup Salaha, który błyszczał we Włoszech. W amerykańskich sportach jeden zespół często oferuje drugiemu innego gracza na wymianę. W piłce nożnej „karta zawodnicza” jest kupowana i sprzedawana na globalnym rynku. Kiedy kluby ustalą cenę, rozpoczynają się negocjacje z samym zawodnikiem. Jeżeli nie odpowiada mu wynagrodzenie albo nie podoba mu się miasto, co do zasady może zostać tam, gdzie jest. Rozwijanie perspektywicznych talentów i sprzedawanie ich dla zysku może pomóc mniejszym klubom zbilansować budżet. Nawet kluby grające w najlepszych ligach korzystają z takiego modelu, by być w stanie rywalizować na najwyższym poziomie. Przykładem może być chociażby niemiecki Bayer Leverkusen. – Transfery dzieją się tam, gdzie są pieniądze – mówi Graham. – Stanowią olbrzymi element składowy kondycji finansowej klubów.

W tym samym lipcu Liverpool zapłacił Romie za Salaha około 41 mln dolarów. Dane Grahama sugerowały, że Salah świetnie dogada się z Firmino, kolejnym napastnikiem Liverpoolu, który kreuje więcej „spodziewanych goli” niż niemal ktokolwiek na jego pozycji. Te przewidywania sprawdziły się. Podczas najbliższego sezonu, 2017–2018 Salah zamieniał „spodziewane gole” na prawdziwe. Z 32 trafieniami pobił rekord Premier League. Stał się też symbolem odrodzenia Liverpoolu. Jego burza kręconych włosów i zaraźliwy uśmiech w zestawie z masywnymi nogami napędzającymi go jak silniki odrzutowe sprawiły, że stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w świecie piłki nożnej. Okazał się być zwiastunem postępu, jakiego dokonał Liverpool awansując w tej kampanii do finału Ligi Mistrzów. Był to tez pierwszy widoczny dowód na to, że strategia Henry’ego i jego Fenway Sports Group naprawdę działa. W bieżącym sezonie Salah, razem z dwoma innymi graczami (w tym kolegą z drużyny Sadio Mané) ponownie okazał się być najlepszym strzelcem ligi. Portal Transfermarkt szacujący na bieżąco wartość poszczególnych zawodników wycenia go dziś na 173 mln dolarów.

Kolejny zakup w praktyce mógł okazać się jeszcze ważniejszy. Niedługo po swoim przybyciu do klubu Grahamowi zlecono przeanalizowanie skrzydłowego Interu Mediolan, Philippe Coutinho. Jego dane silnie polecały zakup Brazylijczyka, którego prawa Liverpool wykupił za 16 mln dolarów. W kolejnych pięciu latach gra Coutinho przyczyniła się do wzrostu Liverpoolu. Jednak najistotniejszą wartością tego transferu była ta liczona w gotówce. W ubiegłym roku Barcelona zapłaciła Liverpoolowi za Coutinho około 170 mln dolarów. Wkrótce Liverpool wydał ponad 200 mln na trzech nowych zawodników: bramkarza Alissona Beckera, pomocnika Fabinho i środkowego obrońcę Virgila van Dijka. Cała trójka w tym sezonie była kluczowa. Wszyscy oni zdążyli już wyrobić sobie markę i żaden z nich nie został ściągnięty w promocyjnej cenie. Jednak bez zysku, jaki Liverpool osiągnął na sprzedaży Coutinho – jak zapewnił mnie Henry – ci zawodnicy nie mogliby zostać zatrudnieni.

W Melwood, kompleksie treningowym w mieszkalnej dzielnicy Liverpoolu, Graham pracuje w pokoju o białych ścianach, na drugim końcu korytarza w stosunku do trenerów i stołówki. Tim Waskett, który studiował astrofizykę siedzi po lewej stronie Grahama. Dalej jest Dafydd Steele, były juniorski mistrz szachowy z tytułem doktorskim z matematyki, który wcześniej pracował w przemyśle energetycznym. Kulisy zatrudnienia najnowszego członka zespołu, Willa Spearmana są jeszcze mniej typowe. Spearman dorastał w Teksasie jako syn profesora. Uzyskał doktorat z fizyki wysokich energii na Harvardzie. Następnie pracował w CERN-ie w Genewie, gdzie naukowcy potwierdzili istnienie subatomowych bozonów Higgsa. Jego dysertacja dostarczyła pierwszych pomiarów szerokości tej cząstki i jednych z pierwszych pomiarów jej masy. Inny klub mógłby zatrudnić analityków jak Graham, Steele, Waskett czy nawet Spearman. Ale naprawdę trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek inny mógł zatrudnić wszystkich czterech.

Tak często jak to tylko możliwe ekipa analityków przyjeżdża do Melwood jeszcze przed śniadaniem. Posiłki w stołówce składają się z miejscowych jaj, pięciu do sześciu rodzajów sałat i wołowiny dojrzewającej w szklanej wędzarni. Zawodnicy siadają razem z trenerami przy jednym z dwóch stołów. Analitycy, którzy z wyglądu nie pasują do całej reszty, siedzą przy oddzielnym stoliku. Powitania są serdeczne, nawet przyjacielskie. Jednak niewiele wskazuje, że zawodnicy rozróżniają poszczególnych analityków. Rano po meczu z Leicester Graham przysiadł się do Keïty, krzesło w krzesło. Kilkanaście godzin wcześniej krzyczał do niego z trybun. Teraz siedział od niego w odległości kilkudziesięciu centymetrów, jedząc te same jajka w koszulkach, a jednak nie było między nimi żadnej interakcji. – Jeśli będzie chciał porozmawiać ze mną o meczu, może zacząć rozmowę, będę zachwycony – powiedział Graham. – W innym wypadku dam mu spokój.

W pewnym momencie Spearman poszedł po kawę. Wrócił z pytaniem wywodzącym się w równym stopniu ze środowisk kibicowskich, co od matematycznych kujonów: Jaki piłkarz jest obecnie oceniany najbliżej jego rzeczywistych umiejętności? Nie kto jest najbardziej niedoceniany czy przeceniany, ale kogo ceni się dokładnie tyle, ile właśnie jest wart?

– Na pewno Messi – powiedział. – Bo jeśli nawet nie jest najlepszy, jest drugi na świecie. Czyli opinie o nim mylą się najwyżej o jedną pozycję – wyjaśnił. Jak gdyby dla podkreślenia swojego wywodu Spearman przypadkowo rozlał kawę na środek stolika. – Jeśli próbowałeś przekonać kogoś, że nie jesteś nerdem, to słabo ci poszło – odparł rozbawiony Waskett.

Spearman nie miał zbyt wielkiego udziału w niedawnym sukcesie Liverpoolu. Nie wykonuje niemalże żadnej pracy, która trafia na biurko Kloppa i rzadko uczestniczy w wynajdywaniu nowych zawodników. Jego zadania są bardziej nieuchwytne. Spearman wie o sporcie wystarczająco, a może wystarczająco niewiele, by próbować go zmienić. – Zaczynamy zadawać sobie pytanie „Dlaczego nie spróbować gry w piłkę w nieco inny sposób?” – tłumaczy Graham. Futbol jest sumą tysięcy pojedynczych zagrań, a jednak jedynymi, jakie model Grahama jest w stanie przeanalizować są te podania, strzały i ruchy piłki, na temat których informacje można pobrać z oficjalnych transmisji. – Wciąż istnieją poważne ograniczenia w zbieranych przez nas danych – mówi Graham. – Wciąż wydaje się, że patrzymy przez silnie zamglone soczewki – dodaje. Pracując nad sposobem, który pozwoli na matematyczne odwzorowanie bliższe boiskowej rzeczywistości – odnotowanie nie tylko, że obrońca podał piłkę do pomocnika, ale i jak moce było podanie oraz co stało się później – Spearman ma nadzieję na przebicie się przez tę mgłę.

Większość czasu poświęca na stworzenie modelu wykorzystującego śledzenie wideo (video tracking). Przypisuje on liczbowe wartości wszystkiemu co dzieje komukolwiek, także gdy piłka jest w innym rejonie boiska. Zalicza się do tego obieg bocznego obrońcy, który zmusza obronę rywali do wyboru co do krycia czy też napastnika wbiegającego między dwóch rywali w pole karne, nawet gdy dośrodkowanie będzie zupełnie niecelne. – Każde zadanie: jaką ma wartość, jak dobrze zostało wykonane – mówi Spearman. – Kiedy już to zrobisz, możesz zacząć tworzyć nowe podejście – dodaje. Jednym z nich mogą być wyreżyserowane zagrywki, jak w NFL. Coś, co zmieniłoby oblicze gry, która opierała się zmianom przez przeszło wiek.

W pierwszej kolejności Liverpool musi jednak wymyślić, jak pokonać Tottenham. Podobnie jak baseballiści Oakland A’s, obecna drużyna nie zdobyła jeszcze żadnego trofeum. Kolejna porażka w finale w zestawieniu z drugim miejscem w lidze za plecami Manchesteru City może być interpretowana jako potwierdzenie tezy o tym, że analiza matematyczna może doprowadzić cię tylko do pewnego etapu. Byłoby to rzecz jasna niesprawiedliwe. Gdyby piłka nożna była ziarnami soi, można by było podstawić dane do wzoru i od razu byłoby wiadomo, co robić dalej. Zamiast tego sport jest nieprzewidywalny do tego stopnia, by pozostawał fascynujący, pełen idealnych planów udaremnianych przez zmienne koleje losu. Pchnięcie, jakie otrzymał Keïta w czasie strzału w meczu z Leicester mogło przyczynić się do rzutu karnego. Ten, w razie skutecznego wykonania, dałby Liverpoolowi dwa dodatkowe punkty – i koniec końców być może tytuł mistrzowski.

Jednak w ten sposób działa prawdopodobieństwo. Nawet jeśli szanse są drobiazgowo skalkulowane, a możliwości starannie wyważone, wciąż na końcu może pojawić się niewłaściwy numer. Zwycięski zespół nie zawsze jest tym, który zastosował najbardziej eleganckie wyliczenia ani nawet tym, na który wskazały modele. To lekcja, której John Henry nauczył się w dzieciństwie rzucając kostką podczas baseballowych symulacji. Zapewne to też rzecz frustrująca analityków, choć właśnie ta odrobina nieprzewidywalności sprawia, że futbol jest piękną grą.

Bruce Schoenfeld

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (4)

Escelios 27.05.2019 07:57 #
Czyta się to lepiej, niż nie jedną powieść..
Serce rośnie, jak widzi się progres klubu na przestrzeni lat. Gigantyczny postęp należałoby jednak okrasić pucharem, dlatego trzymam kciuki jeszcze mocniej niż rok temu za nadchodzący finał.

Obawiam się tego, co może wymyślić Pochetino. Nasz skład jest prawie pewny już przed finałem, poza może 2 pozycjami. Totki natomiast prezentowały w końcówce sezonu wiele wariantów (z konieczności, ale jednak).

Jurgen, musisz.
brian 27.05.2019 18:20 #
GARNEK KAWY GRZEJĘ I LECIMY Z CZYTANIEM
poprzerwie2 27.05.2019 23:35 #
Tak jak pisalem pod.pierwsza czescia, wszystkiego nie.przewidzisz ale te liczby zaczynaja odgrywac co raz wieksza role i strasznie mnie to ciekawi, dzieki liczbom poznasz taktyke przeciwnika, przynajmniej czesciowo
BigAnfield 28.05.2019 08:15 #
Najciewaksze jest to ze u nas pracuje polowa Harvardu, Cambridge i innych Oxfordow i część przyszlych noblistow w postaci analitykow.
Tak na powaznie to w zyciu bym nie pomyslal kto moze wchodzic w sklad sztabu druzyny. Spodziewałem sie ze jest grono ludzi ktorzy nie stoją przy Kloppie podczas meczu tak jak ten trener od wrzutu z autu ale zeby taka ilosc analitykow, matematykow i fizykow....... No to jestem w szoku. Jednak Henry rownie dobrze sobie ceni opinie i cyferki od analitykow co umiejętności czysto trenerskie.
Spoko oba artykuly. Mila lekturka do herbaty.

Pozostałe aktualności

Morton i Phillips zadowoleni z wypożyczeń  (0)
08.05.2024 12:30, ManiacomLFC, liverpoolfc.com
Szoboszlai o swoim pierwszym sezonie na Anfield  (7)
07.05.2024 19:13, GiveraTH, thisisanfield.com
Nabór do redakcji serwisu  (1)
07.05.2024 17:38, AirCanada, własne
Mellor pod wrażeniem Elliotta  (0)
07.05.2024 16:05, Bajer_LFC98, liverpoolfc.com
Gdzie Núñez traci, tam Gakpo korzysta  (8)
07.05.2024 15:12, Bartolino, The Athletic
Gakpo o potencjalnym przyjściu Arne Slota  (0)
07.05.2024 14:20, ManiacomLFC, Liverpool Echo