Piotr Domagała specjalnie dla LFC.PL!
Zbliżamy się wielkimi krokami do końca roku 2024. Podopieczni Arne Slota przygotowują się do ostatnich spotkań w grudniu a jeszcze przed meczem w Carabao Cup przeciwko Southampton prezentujemy rozmowę z kolejnym specjalistą angielskiej piłki nożnej. Tym razem w ogniu pytań stanął Piotr Domagała, ekspert oraz komentator Premier League z Viaplay. Zapraszamy do lektury, nadmieniając jednocześnie, że jest to ostatni w tym roku wywiad na naszych łamach.
P.D. – Wiesz co, w tym sezonie na pewno jest prawda w tym, że te mecze topowe nie dowożą, bo nawet ten mecz Arsenalu z Liverpoolem 2:2, ktoś powie, o kurde, dużo się działo. Nie, to nie był absolutnie, który bym polecał. I ten sezon taki jest, ale na przykład zeszły sezon był już inny. Mecze Arsenalu z City były mocno zamknięte oba, gdzie po prostu wiało tak nudą i to było takie zachowawcze granie jednego i drugiego, że można było tam zasnąć.
S.B. – Dzień dobry Piotrze, miło mi Cię gościć na naszym serwisie, pierwsze pytanie na początek: dlaczego tak mało słyszymy Cię w wersji komentatorskiej?
P.D. – Wiesz co, to pytanie nie do mnie przede wszystkim (śmiech). Po drugie, musiałbyś do Pawła Wilkowicza zadzwonić i się spytać, dlaczego tak, a nie inaczej to wygląda. Natomiast nie będę ukrywał, że bardzo lubię swoją pracę zarówno komentatora, jak i prowadzącego. I ktoś powie, że to może przekleństwo, bo jakbym miał okazję robić tylko jedno, to może bym występował wyłącznie jako prowadzący, albo wyłącznie jako komentator i może by było to na jeszcze lepszym poziomie, natomiast bardzo lubię taki podział, bo to są dwie zupełnie różne funkcje, dwie zupełnie różne, powiedziałbym, dziedziny tej pracy.
Inaczej się przygotowuję, jak komentuję mecz, inaczej się przygotowuję, jak mam prowadzić program. To są jakby dwa różne systemy walutowe. Co innego jak siedzisz koło jednej osoby i masz podzielność uwagi na zasadzie, że masz tu ekran, a tu masz po lewej czy po prawej stronie współkomentatora, tj. Michała Gutkę, Michała Zachodnego, Maćka Łuczaka, czy Pawła Grabowskiego, z którymi komentuję najczęściej. Zupełnie inaczej wygląda budowanie narracji cały czas, prowadzenie jej przez te 90 minut, niż jak jesteś w studiu, masz dwóch albo trzech gości, ale jednocześnie masz na uchu wydawcę, musisz kontrolować czas, musisz kontrolować kolejność tych wszystkich rzeczy, które wychodzą. Tam jest multitasking wymagany na takim bardzo dużym poziomie, a jeszcze załóżmy, jak coś technicznie nie wyjdzie, to trzeba często szyć na miejscu, albo na żywo to wszystko ogarniać bez kontaktu z bazą, że tak to określę. Więc to ma też swoje uroki. Ja bardzo lubię prowadzić studio i komentować mecze.
S.B. – Mając jedno do wyboru?
P.D. – Nie ukrywam, że mimo wszystko wolę komentować. Jeżeli mam coś mimo wszystko gdzieś tak na równi, to jednak komentowanie jest trochę wyżej. Aczkolwiek zawsze biorę to, co dają, to co jest w obsadach, to jak sobie szefowie czy w Canal+, czy w Viaplay ustalają. Natomiast bardzo lubię komentarz. Jest to taki sposób ekspresji dla mnie, na pewno o wiele większy niż studio, ale staram się to robić regularnie oczywiście. Czasami jest tak, że tych programów jest więcej, czasami tych meczów jest więcej, bo to różnie bywa. Zazwyczaj, tak w idealnym świecie to wygląda tak, że jest jeden mecz i jedno prowadzone studio w weekend i wtedy wszyscy są zadowoleni można powiedzieć (śmiech).
S.B. – Szybko poszło. Skoro napomknąłeś o tym szyciu na żywo: pamiętasz jakąś sytuację, która była kompletnie niespodziewana, albo taka, z którą trzeba było błyskawicznie się uporać? Tak, mam na myśli jakąś wtopę (śmiech).
P.D. – Czyli idziemy z tym wywiadem w taką stronę (śmiech). Zdarzyło mi się, może nie osobiście, ale w studio, które prowadziłem, to całkiem niedawno zresztą, że mamy u nas magazyn Premier League i leciała powoli już zapowiedź, mikrofony gości powinny być wyłączone, a tutaj doszło do sytuacji, w której widzowie mogli już zobaczyć planszę z zapowiedzią następnego programu i jednocześnie usłyszeć kilka słów, które powinny być puszczone po 23 (śmiech). To są chyba najczęstsze wtopy jeśli można to tak nazwać. Myślisz, że jesteś już poza anteną a tu się okazuje, że jeszcze nie. Wydawca nie zdąży poinformować i coś poleci w eter. Albo poinformuje, ale jako że program leci na żywo, na nic się to zdaje.
S.B. – W takim razie, który skomentowany mecz najbardziej i najcieplej wspominasz? Nie liczy się ten mecz Fulham z Brentford z tego sezonu, bo byłoby za łatwo.
P.D. – Kurczę, trudne pytanie. Wiesz co, ciężko znaleźć taki jeden, ale na pewno najważniejszym meczem był pierwszy mecz, jaki skomentowałem w ogóle w Viaplay. Wydaje mi się, że to mógłby być najważniejszy mecz z mojej ścieżki zawodowej. To zapewne był mecz Bayernu Monachium z FC Köln w pierwszym sezonie, jak w naszej stacji nie było jeszcze Premier League, a była Bundesliga. To był pierwszy mecz, jaki skomentowałem na żywo ze stadionu. I to był mecz, który skomentowałem w 2021 roku, czyli byłem już 7 lat w pracy, a nigdy nie miałem okazji, żeby komentować na stadionie, bo jak pracowałem przy Ekstraklasie, to jeździłem jako reporter. Jak komentowałem w sezonie covidowym Ekstraklasę, to nie jeździliśmy na stadiony, tylko komentowaliśmy z dziupli.
A jak komentowałem Premier League, Młodzieżową Ligę Mistrzów czy Ligę Hiszpańską w Canal+, to też wszystko działo się w Warszawie, bo inne osoby po prostu bardziej doświadczone, które po prostu były lepsze, komentowały ze stadionów te lepsze mecze. Także jak miałbym wskazać taki najważniejszy, to pewnie byłby ten mecz Bayernu z Kolonią.
S.B. – Musi się kryć za tym jakaś głębsza historia…
P.D. – Trochę tak, ale to bardziej prywata będzie teraz. Przez długie lata miałem takie wątpliwości, czy nadaję się do tego. W sensie, czy jestem w stanie wejść na ten taki wysoki poziom, który pozwoli mi skomentować mecze ze stadionu, bo zawsze jak komentujesz mecz, no Polska Liga to wiadomo, bo tam co tydzień jedziesz i komentujesz te mecze ze stadionu, więc trochę to inaczej, ale tak jak u nas w Viaplay są mecze Bundesligi, które raz na jakiś czas ktoś lata, mecze europejskich pucharów, Premier League to jednak jak lecieć na mecz, to jest taka forma bardzo dużej nobilitacji ze strony szefa, czy po prostu docenienia tego, że ktoś jest na odpowiednim poziomie i wykonuje świetnie swoją pracę.
Przez to, że nie udawało mi się tego zrobić w Canal+, miałem takie momenty zawahania i takiego braku pewności siebie, braku trochę wiary we własne umiejętności, czy jestem w stanie wejść na ten poziom. I nawet nie zdążyłem się zastanowić, jak to będzie wyglądało w Viaplay, bo w pierwszej kolejce, w pierwszym tygodniu zostałem poproszony, żeby poprowadzić wszystkie programy, jakie praktycznie są poza programem otwierającym, bo je prowadził Mateusz Borek. Pozostałe i w weekend, i w środku tygodnia, bo też były mecze pucharowe, które prowadziłem ja i to było bardzo fajne, ale też było dużym wyzwaniem. Później zobaczyłem obsady na mecze i byłem w szoku, że lecę na stadion. Coś niesamowitego.
S.B. – Ta strona to bezpieczna przestrzeń, możesz opowiedzieć o tym meczu wszystko, co pamiętasz (śmiech)
P.D. – Byłem z Michałem Zachodnym wtedy, pamiętam, i mecz się skończył 3:2. I pamiętam, że dopiero po meczu zdałem sobie sprawę, jak już Michał poszedł przeprowadzać wywiady, bo wtedy, wiesz, Lewy na świeczniku, więc chcieliśmy od razu pierwszy wywiad po meczu z Lewym zrobić. I pamiętam, że jak Michał powiedział, że idzie, zdjąłem słuchawki, tak się rozejrzałem po stadionie, ludzie już wychodzili, a to w ogóle Allianz Arena to jest wspaniały stadion do pracy, do komentowania, w ogóle też te stanowiska są w takim idealnym miejscu, że wszystkim polecam ten obiekt zobaczyć choć raz. I zobaczyłem ten stadion, tych ludzi i dopiero sobie zdałem sprawę, co się wydarzyło, że udało mi się skończyć komentować taki mecz w moim życiu i pamiętam, że wziąłem telefon do ręki, zadzwoniłem do mojego ojca i popłakałem się od razu rozmawiając z nim przez telefon.
To było takie moje niesamowite marzenie i od razu mogłem się nim z ojcem podzielić, bo mój tata też jest taką osobą, która zaszczepiła we mnie te wszystkie miłości, sympatię do piłki nożnej itd. Najpierw zaszczepił we mnie tą miłość stricte kibicowską, a później też pchał mnie trochę do tego, żebym zaczął w tym kierunku pracować. Moi rodzice w ogóle są moimi największymi fanami, bo oglądają większość programów, które prowadzę, mecze, które komentuję, co dla mnie jest nawet w pewnym momencie takie już crazy i nawet im często mówię, że mogliby sobie znaleźć lepsze zajęcie w życiu w weekend niż to, że po prostu idziecie, odpalacie Viaplay i oglądacie jakieś tam rzeczy z moim udziałem (śmiech). To chyba będzie zawsze już taki najważniejszy mecz i jego wspominam wyjątkowo, bo ma po prostu wyjątkowe miejsce w moim sercu.
Pierwszy mecz, jaki w ogóle skomentowałem, to spotkanie młodzieżowej Ligi Mistrzów, chyba był 2015 rok, Sevilla – Juventus i wygrana Sevilli 1:0. To było w ogóle pierwsze wrzucenie na głęboką wodę i próba sprawdzenia, czy jestem w stanie spełniać swoje marzenia. A jeżeli chodzi o Premier League, to kurczę, wiesz co, czasami masz tak, że zostają ci w głowie takie rzeczy błahe z przeszłości i masz w głowie jakieś głupoty, a nie pamiętasz jakichś takich najważniejszych wydarzeń. Mam tak, że nie pamiętam wielu takich meczów, które komentowałem, które mi od razu przychodzą do głowy, bo pamiętam, że były takie dziwne mecze z Michałem Gutką jeszcze w C+, gdzie dostawaliśmy mecze, powiedziałbym z tego drugiego wyboru i mieliśmy z tego niesamowity fun i komentowaliśmy Fulham – West Brom 1:0 czy coś i ta tak zwana przez nas piwnica Premier League. W Viaplay, bo tutaj komentuję najwięcej w swojej ścieżce zawodowej, powiedziałbym, że na pewno mecz Chelsea vs Manchester City z poprzedniego sezonu 4:4, bo to był absolutnie wariacki mecz i w ogóle co ciekawe, to był jedyny mecz, jaki komentowałem w zeszłym sezonie z Michałem Gutką.
Pamiętam mecz Liverpoolu, który komentowałem przeciwko Fulham 4:3 w zeszłym sezonie, gdzie Fulham prowadził raz, drugi raz, Trent strzelał niesamowite bramki, ostatecznie The Reds wygrali i pamiętam, że po prostu odleciałem tak totalnie. To było coś niesamowitego i tych spotkań raczej nigdy nie zapomnę. W ogóle to była śmieszna sytuacja, bo na jesieni chcieli ze mną wszyscy komentować, bo każdy mecz to był coraz bardziej szalony. W jednym tygodniu komentowałem Tottenham – Chelsea, ta pierwsza porażka Tottenhamu 1:4 na własnym stadionie i tam były dwie czerwone kartki, jakieś takie absurdalne. Było mnóstwo dziwnych decyzji i bardzo dużo się działo. I potem ten mecz Chelsea – City. No i wskazałbym też ten właśnie mecz Liverpoolu.
Bardzo dobrze mi się komentowało mecz w zeszłym sezonie czy dwa sezony temu, z Maćkiem Łuczakiem w Lidze Europy, jak Sporting Amorima eliminował Arsenal po serii rzutów karnych na Emirates. To takie mecze, które mi zostają gdzieś tam dłużej w głowie. Trochę tych meczów było jednak, pamięć nadal dobra (śmiech).
S.B. – Nawet bardzo (śmiech)! Teraz musisz uchylić rąbka tajemnicy, bo zawsze mnie to ciekawiło, jak wy się dowiadujecie, że lecicie na stadion? Czekacie jak reprezentanci na powołanie, że dostajecie telefon i lecisz?
P.D. – Niestety nie jest to aż tak magiczne (śmiech). Mamy grafik, który jest uzupełniony przez naszego szefa i on zazwyczaj jest tak stworzony, że masz dwa tygodnie do przodu już znaną obsadę komentatorską i reporterską. Generalnie jest tak, że obowiązują pewne wytyczne odnośnie wysyłania ekip na stadion, więc trzeba odpowiednio wcześniej wysłać listę z nazwiskami i tak dalej. Musisz to zrobić odpowiednio wcześniej, więc i te ekipy wiedzą znacznie wcześniej gdzie lecą i z kim. Patrzymy po prostu na grafik i wiemy, że przykładowo nie ma jeszcze wpisanej dwunastej kolejki do komentowania, ale mamy już wpisaną czternastą, bo lecimy na stadion z daną osobą. Tu oczywiście wchodzą kwestię organizacji, komentatorzy też muszą sobie wszystko dokładnie zaplanować, także wiemy to z większym wyprzedzeniem niż kadrowicze.
I widzisz, à propos tych wpadek. Czasami było tak, że ktoś miał lecieć komentować ze stadionu a nagle się rozchorował i trzeba było zorganizować zastępstwo na szybko. Miałem taką sytuację. Mecz był w czwartek, a dowiedziałem w poniedziałek wieczorem, że lecę. Było trochę gorąco z przygotowaniami i to nie tylko odnośnie wiedzy na temat drużyn grających (śmiech). Takie sytuacje zdarzają się dość rzadko, więc często jesteśmy dobrze przygotowani. I przy okazji przypomniał mi się kolejny ważny mecz skomentowany przeze mnie, jeśli możemy wrócić do tego tematu.
S.B. – Pan tu jest gościem, pan się częstuje.
P.D. – Komentowałem mecz Napoli – Barcelona w Lidze Europy, jak Barcelona wtedy jeszcze za Xaviego, powiedziałbym, spadała z Ligi Mistrzów do Ligi Europy. I to jest drugi pewnie taki mecz, o którym powinienem pamiętać w kwestii tego najważniejszego skomentowanego meczu, bo to było spotkanie, które się rozgrywało w dniu wybuchu wojny na Ukrainie. Pamiętam, że czekaliśmy z Michałem Borkowskim i Radkiem Przybyszem na informację, o godzinach lotu itd. i lot był o szóstej rano, więc wcześniej wszyscy wstali a o 3 czy o 4 patrzyliśmy na Twitterze, a tam po prostu informację, że Rosja wypowiedziała wojnę Ukrainie. I miałem w głowie takie „co mam robić? Mam serio lecieć dalej i komentować ten mecz i pracować w takiej sytuacji?”
Wiedziałem, że UEFA będzie miała problemy z tym, żeby był jakoś to opakować. Od razu było wiadomym, że użyją tych zagrań PR typu „stop wojnie” przed meczem czy wykorzystanie kibiców do tego, żeby wspierali Ukrainę. Wiedziałem, że wielu fanów będzie miało inne rzeczy w głowie niż piłkę nożną, więc ciągle się zastanawiałem jak do tego wszystkiego teraz podejść. Przeważnie robimy tak, że jak wylądujemy gdzieś, to idziemy na drzemkę, aby zregenerować się przed komentowaniem i po prostu odpocząć, a tutaj dwie godziny patrzyłem w sufit. Oderwało mi myśli w kompletnie innym kierunku.
S.B. – Podejrzewam, że łatwo nie było, ale pracę trzeba wykonać.
P.D. – To prawda. Tutaj głównie myśli krążyły wokół tego, że siedzę sobie wygodnie na stadionie i opowiadam o strzelaniu goli a za naszą granicą strzelają komuś w blok, w szkoły, na ulicę i tak dalej. Po pewnym czasie w końcu jakoś sobie to rozpisałem, żeby to miało ręce i nogi, żeby nie zapomnieć o tym, co się dzieje dookoła, ale żeby na te, nie wiem, dwie godziny ludzie mogli na chwilę odciągnąć myśli od tego, co się dzieje, co się wydarzyło dzisiaj nad ranem. To był też taki mega ciężki i mega trudny mecz, bo był w najbardziej nietypowych okolicznościach, gdzie przyznam szczerze, nikt zapewne nie chciał nawet pracować wtedy na tym stadionie po tym, co się wydarzyło rano i nie każdy miał głowę w ogóle skupioną wokół piłki nożnej.
S.B. – Pamiętasz ten mecz poza tą wojenną aranżacją?
P.D. – Doskonale. Okazało się, że to był świetny mecz, bo Barcelona wygrała 4:2 na Stadio Diego Armando Maradona i to było takie bardzo trudne spotkanie, ale bardzo emocjonujące. Mnóstwo emocji (nie tylko piłkarskich) sześć bramek, ataki z jednej i drugiej strony. Jeden z takich meczów, które chciałbyś skomentować raz jeszcze, ale w znacznie bardziej sprzyjających okolicznościach.
Teraz mogę wrócić do tych wpadek kolejny raz. Czasami zdarzały się takie sytuacje, ale to już bardziej, kiedy komentujesz tutaj w Warszawie, gdzie w jednej czy w drugiej redakcji szef do ciebie dzwoni z zapytaniem, czy możesz wziąć za kogoś mecz, bo jest jutro a koledze się ze zepsuł samochód na przykład. Albo rozłożyła go choroba.
Zazwyczaj to jest tak, że masz sporo czasu, żeby to wszystko sobie zaplanować. Jednak i tutaj zdarzają się sytuacje trochę szalone, bo niedawno mieliśmy być na meczu w Londynie i przy okazji zrobić wywiad z Janem Bednarkiem. Do ostatniej chwili czekaliśmy na zgodę, więc bilety były organizowane na ostatni moment. No czasem jest gorąco pod tym względem, ale to są przypadki marginalne. Wylot był we wtorek, a ja w niedzielę wieczorem dopiero bilety ogarniałem z naszą ekipą produkcyjną, także trochę tego ciśnienia było, ale na mecze to zazwyczaj jest wszystko organizowane z wyprzedzeniem.
S.B. – Wywołaliśmy trochę przypadkiem ten temat wojny, więc zapytam. Nie masz wrażenia, że wy, jako dziennikarze, eksperci, głos ludu za mało zrobiliście, aby wytłumaczyć ludziom o co chodzi? Nie mówię tutaj personalnie, ale ogólnie o świecie mediów. Przecież dopiero po jakimś czasie zerwano umowę z Gazpromem, minęło sporo czasu aby oficjalnie wykluczyć Rosję z rozgrywek. Dziennikarze oczywiście nie powinni mieszać polityki ze sportem, ale tutaj sytuacja raczej była jasna i klarowna. Mam wrażenie, że po prostu niektórzy zbyt słabo krzyczeli i bojkotowali.
P.D. – Zgadzam się jak najbardziej, że to powinno zostać wyegzekwowane zdecydowanie wcześniej, że wszystkie firmy związane z Rosją, które miały miejsce w piłce nożnej, które miały jakąkolwiek współpracę z organami związanymi z piłką nożną, powinny być wyrzucone od razu ze sponsoringu rosyjskiej ekipy z wszelakich rozgrywek, czy młodzieżowych, czy seniorskich. Natomiast wiesz, ja miałem problem przygotowując się do tego meczu, jak sprawić, żeby pomimo tego, co się wydarzyło dzisiaj rano, ludzie jednak mogli się skupić też na piłce nożnej.
Wydaje mi się, że trochę właśnie o to chodziło, żeby te transmisje sportowe, przynajmniej tak to zostało w mojej ocenie, że te transmisje sportowe, które się wtedy działy, miały być takim momentem odsapnięcia dla widza, że człowiek przez cały dzień się interesował tym, co się dzieje, czytał o tym, słuchał tego, co się dzieje u naszych sąsiadów, jak wygląda tragicznie sytuacja, jak przebiegają te działania wojenne, a chciał sobie włączyć mecz, czy nie wiem, pooglądać studio, żeby mimo wszystko się na tym nie skupiać. I wydaje mi się, że nie miałem takiej potrzeby, żeby poza tym jednym meczem, gdzie faktycznie to się wydarzyło tego danego dnia i to było… No byłoby nie fair wobec widza i nie fair wobec mnie i wszystkich, którzy pracowali przy tym meczu, gdyby unikać tego tematu i go w ogóle nie zarysować na początku transmisji we wstępie.
I nie wyobrażałem sobie sytuacji, żeby schować głowę w piasek i w ogóle nie poruszyć tego, nawet jeżeli to mogło… Nie, znaczy, nie sądzę, żeby to mogło mieć jakiekolwiek konsekwencje, natomiast nie wyobrażałem sobie, żeby nie zwrócić na to uwagi, no bo to by w sumie też było nie fair jak już wspomniałem. Tak sam ze sobą byłbym nieszczery, gdybym starał się, nie wiem, ominąć ten temat. Natomiast to była taka wyjątkowa okoliczność, a później widziałem te różne wyrazy wsparcia na trybunach, kiedy ukraińscy zawodnicy w poszczególnych rozgrywkach grali i było bardzo dużo tych ukraińskich flag ze strony kibiców, jeszcze więcej innych form wsparcia dla wszystkich mieszkańców Ukrainy.
Ludność zareagowała odpowiednio, zwłaszcza ta społeczność kibicowska. Natomiast, no wiesz, też zajmuję się sportem, nie chcę się wypowiadać na temat związany z polityką w tym względzie, że ja po prostu od tego bardzo mocno uciekam. Praca przy sporcie daje mi dużo radości i mam znajomych, którzy pracują w dziennikarstwie politycznym i za nic nie chciałbym się na to zamienić. Wiem, że każdy ma swoją pracę do wykonania. Nie chcę mówić, że ktoś ma ważniejszą a ktoś mniej ważną. Może po prostu dla społeczeństwa równie ważne jest informowanie o tym, co się dzieje w danej sytuacji w kraju i za granicą, co dawanie ludziom spokoju, radości, odskoczni przy transmisji sportowej. Dlatego w tamtym meczu wydawało mi się to konieczne, natomiast no nie wiem, czy to było tak nieodzowne, żeby na każdym kroku później przypominać w kolejnych programach, w kolejnych meczach o tym, że jest wojna. No tak mi się wydaje.
S.B.– Okej, to zobaczymy w komentarzach. Ludność zadecyduje. Zrozumiałem, że do siebie nie masz żadnych pretensji, wspomniałeś o agresji w wykonaniu Rosji w meczu, który komentowałeś i potępiłeś takie zachowania. Niczego nie żałujesz?
P.D. – Czy to było słuszne? Wiem, że po prostu przy okazji tego meczu Napoli z Barceloną zachowałem się fair wobec siebie i wobec ludzi, którzy po prostu oglądali mecz, bo nie starałem się unikać tego tematu, ale mimo wszystko przede wszystkim chciałem zapewnić, albo może inaczej, nie przeszkadzać w tym, żeby ktoś przez dwie godziny mógł się odciąć od tego, co wydarzyło się rano. Piłka nożna życiem zastępczym jest dla wielu osób. Trzeba było zrobić tak, żeby mogli żyć tym drugim życiem. I tutaj nie mam sobie nic do zarzucenia.
S.B. – I zostawię w ten sposób ten temat. Więcej i tak z niego nie wyciągnę. Wywołałeś temat rozmowy z Bednarkiem. Padły tematy psychologów w sporcie, w piłce nożnej i tak dalej. Było sporo o krytyce, zwłaszcza tej niesprawiedliwej. I tu bym się chciał zatrzymać. Nie uważasz, że za mało się mówi o tym, jaką presję mają piłkarze, jak duży hejt na nich spływa, a zresztą nie tylko na piłkarzy, bo łatwo jest hejtować i ten hejt jest dosłownie wszędzie i my bardzo łatwo wydajemy i ferujemy wyroki. Ile czasu jeszcze musi upłynąć, żeby ludzie przestawili się z tego trybu „presję ma lekarz, a nie piłkarz” i że piłkarz też potrzebuje tej takiej oazy spokoju? No i gdzie jej szukać tak w ogóle, tak już na koniec?
P.D. – Wiesz co, mi się wydaje generalnie, że są po prostu różne rodzaje presji. Jedna presja jest w tych zawodach, o których wspomniałeś, lekarz, pielęgniarka, górnik i tak dalej, a inną presję mają sportowcy, inną presję mają biznesmeni, inną presję mają pewnie dziennikarze, czy każdy w różnych zawodach, o których teraz nie wspomniałem. I wydaje mi się, że na świecie jest miejsce na każdy rodzaj presji. Powiem trochę ze swojej strony, bo tak mówisz o takim hejcie i tak dalej, to teraz sobie przypomniałem, że była taka sytuacja jeszcze jak pracowałem w C+, kiedy komentowałem mecz Brighton – West Brom albo West Brom – Brighton, nie pamiętam kto u kogo grał, ale taki mecz, możliwe, że to poniedziałkowy wieczór, bo to brzmi jak taki poniedziałkowy wieczór. I była sytuacja, gdzie po meczu dostałem wiadomość na Facebooku, na Messengerze, gdzieś po prostu taki elaborat bardzo długi. I po raz pierwszy w życiu, pracując wtedy, komentując mecz, ktoś zadał sobie trud, żeby napisać do mnie bardzo długą wiadomość, która obrażała mnie praktycznie w każdym zdaniu.
Od debili, kretynów, zjeb*w chu*ów, osób nie znających się na piłce itd. I przyznam szczerze, że na początku byłem, po pierwsze przerażony, bo nie miałem z tym styczności, a po drugie nie bardzo wiedziałem jak się zachować, bo generalnie jak ktoś w taki sposób mógł napisać. Nie wiedziałem, czy mam odpowiedzieć na tę wiadomość, próbować jakoś prostować to, wchodzić w jakąś polemikę, bo nigdy nie miałem takiego typu sytuacji. Zostawiłem to, skasowałem tę wiadomość, olałem to. Tylko pamiętam, że potem mówiłem o tym mojej przyjaciółce i ona mówi, no widzisz, witamy w mainstreamie, no bo coś, co zaczęło się robić, zaczęło wpływać na działania jakichś osób, na jakieś emocje tych osób i nawet jeżeli doprowadziło do takiego stanu rzeczy, że ktoś się pofatygował, żeby coś takiego napisać, ktoś się w końcu tą moją pracą solidnie zainteresował, więc mówię, okej, jeżeli tak wygląda mainstream, to nie wiem, czy chcę tam być, tak pół żartem, pół serio. Natomiast to jest taki przykład tego hejtu, gdzie łatwo spod jakiegoś nicku napisać i po prostu walnąć wiadomość do kogokolwiek bez żadnych konsekwencji i potem na przestrzeni lat im bardziej w Premier League wnikałem, im więcej zacząłem robić i w ogóle im bardziej powiedziałbym rozwijałem siebie, to tych hejtów też było coraz więcej w różnych miejscach i w różnej postaci.
I tutaj głównie chodzi mi o to, że dziennikarze dostają takie wiadomości często, a to przecież tylko praca. Jakaś mała społeczność związana w tym przypadku z Premier League. A tu mówimy o piłkarzach, którzy mają setki tysięcy jak nie milionów obserwujących ludzi, którzy śledzą każdy ich krok w mediach społecznościowych i którzy mogą się spodziewać tego, że w zależności od tego, co wydarzy się w danym meczu, to albo będą mieli milion serduszek i super pochwał, albo ktoś ich będzie wyzywał w taki sposób, że będą chcieli zawiesić działanie swojego konta, jak chociażby miało to miejsce, nie wiem, z Brennanem Johnsonem w tym sezonie po jednym z meczów z Tottenhamu. Facet później zaczął strzelać gola za golem w sześciu czy siedmiu kolejnych meczach i nagle stał się bohaterem i ludzie, którzy go obrażali na tle rasistowskim, nagle go wynosili pod niebiosa. I tak to trochę tutaj wygląda. Ta presja jest moim zdaniem duża.
S.B. – Pozostając w temacie presji. Zjadła ona Davida Coote’a?
P.D. – Dobrze, że o tym wspominasz, bo to bardzo ważna kwestia. Kiedy już opadł kurz, wszyscy ochłonęli, w tym ja, to zobaczyłem człowieka, który kompletnie sobie nie poradził z ciężarem, który musi dźwigać. Myślę, że o sędziach i tak mówi się za mało w kontekstach psychologicznych, bo skupiamy się wyłącznie na ich sędziowaniu a często po prostu na błędach, jakie popełniają. Nie tylko zresztą w Premier League tak wyglądają te rozmowy, bo jak rozmawiam z kumplami z Bundesligi czy znajomymi, którzy zajmują się na co dzień La Liga, to niby są to trzy najlepsze ligi albo jedne z trzech najlepszych lig na świecie, ale mają ogromne problemy z dobrym sędziowaniem na najwyższym poziomie. No wszędzie jest podobnie, że jest bardzo duży dysonans między tym, jak wygląda decyzja, ogłaszanie decyzji, a jak wygląda komunikacja, jak wygląda rozmowa z kibicami, z piłkarzami i jaka towarzyszy temu często bardzo duża frustracja.
I ja widziałem w pewnym momencie takiego zniszczonego faceta w Davidzie. Po prostu faceta, który przegrał. Zresztą wiesz, David Coote jest taką osobowością, o którą często były zarzuty, że jest przeźroczysty na boisku jako arbiter. Brakowało mu boiskowego charakteru. Nagle w tych filmikach robił rzeczy, albo mówił rzeczy, które pokazywały, że wow, to jest zupełnie inna postać tego człowieka. Potem jak się nad tym zastanowisz, odłożysz trochę to wszystko na bok, że facet po prostu mówił rzeczy, których nie powinien, albo robił rzeczy, których nie powinien w żaden sposób, czy to nagrywane, czy nie, to ja widziałem faceta zniszczonego, załamanego, który sobie z tą presją nie poradził i to jest takie martwiące, bo oczywiście ten sędzia już kariery nie będzie miał, natomiast ja się zastanawiam, co dalej z nim i ewentualnie, co dalej z innymi sędziami, którzy mogą sobie z tą presją nie poradzić.
Nie mówię, że w taki sposób, ale w jakikolwiek sposób nie będą sobie radzili z presją.
Czy ktoś się ich zdrowiem też zainteresuje? Bo oczywiście na świeczniku są piłkarze i ich się chwali za dobre występy, gani za złe, ale nie przypominam sobie, żeby jasno w mediach ktokolwiek napisał list pochwalny ku dobrej pracy arbitra, zawsze się tylko czeka na ten pierwszy moment, żeby się potknął, żeby można było te różne decyzje wytykać.
S.B. – Nie masz wrażenia, że mimo upływu lat ciągle za mało mówi się o pracy z psychologiem? I nie mówię tutaj tylko o sportowcach. Niby coś poszło do przodu w tej materii, ale mam wrażenie, że nadal jest tego za mało. I problem chyba mocniej dotyczy mężczyzn aniżeli kobiet. Chcę być dobrze zrozumiany, ciągle można znaleźć wpisy krytykujące słabych facetów. Statystyki są okrutne. Co musi się stać, żeby w końcu zmieniła się optyka na męskie problemy?
P.D. – Muszę się zgodzić z tym, że to jest temat częściej poruszany wśród kobiet niż mężczyzn. Niestety. Jest to taki temat tabu i tak mam wrażenie, że w ostatnich latach sporo się dobrego zmieniło w tym zakresie, w tej działalności, że coraz bardziej otwarcie się o tym mówi. W Premier League w maj jest takim miesiącem, kiedy zwraca się uwagę na to zdrowie mentalne i na walkę z różnego rodzaju chorobami.
Był ostatnio listopad, który jest miesiącem walki o zdrowie psychiczne mężczyzn i wydaje mi się, że to idzie to wszystko w coraz to lepszą stronę, coraz to więcej instytucji, czy to państwowych, czy niepaństwowych, stara się nagłaśniać te problemy.
Natomiast też kibice muszą sobie zdać sprawę z tego, że, najłatwiej jest kogoś zwyzywać po słabszym meczu. Ale tak nie można. Ja też kiedyś zaczynałem jako kibic, też siedziałem na kanapie i oglądałem mecze Premier League czy Barcelony, której kibicuję i się wkurzałem i frustrowałem. Czy to na piłkarzy, czy na komentatorów, którzy komentowali te mecze i siedziałem i sobie myślałem „ja pierdziele, jak można takie głupoty gadać” a potem sam zostałem taką osobą i gadałem te głupoty. Ktoś inny siedzi na tej sofie zamiast mnie i rzuca wyzwiskami itd. A często w takich sytuacjach pod wpływem emocji nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jednak bardzo łatwo zranić drugą osobę i jednak często te oczekiwania, jakie piłkarze mają, sportowcy, arbitrzy, też w tym przypadku trenerzy, są ogromne i że to wcale nie jest takie, że facet za każdym razem wchodząc na boisko, przy kilkunastu czy kilkudziesięciu tysiącach kibiców poradzi sobie świetnie. Że to on niezależnie od wszystkiego, w każdej sferze, w każdym momencie życia poradzi sobie fantastycznie, że on jest nieskazitelny, że po prostu niezniszczalny, człowiek ze stali, że po prostu nikt go nie ruszy. Wydaje mi się, że nawet nie zdajemy sobie sprawę, jak często ci zawodnicy, ci sportowcy przybierają jakieś maski i nie pokazują tych swoich słabości. Bo nikt nie chce u swoich idoli oglądać słabości. Nikt nie chce tego widzieć.
Wszyscy doceniają ciężką pracę, a nikt nie docenia ludzkiej strony tego zawodu. Nie mówię już tego tylko piłce nożnej. Wiadomo, piłką tylko się zajmuję. I dlatego jak byłem u Jana Bednarka, to rozmawialiśmy na ten temat i byłem ciekaw tego. No bo oczywiście krytyka, jaka na niego spada, często była zasłużona. Sam mi o tym powiedział, że konstruktywna krytyka to jest jak najbardziej to, z czym się mierzy, z czym się powinien mierzyć zawodowy sportowiec, niezależnie od poziomu, na którym prezentuje swoje umiejętności, ale często to przekracza granicę i mam wrażenie, że nie tylko w jego przypadku, bo sam jestem osobą, którego krytykowała go wielokrotnie za grę w reprezentacji i jakby nie mam problemu, żeby się do tego przyznać, natomiast starałem się, żeby to było w ramach, po pierwsze zdrowego rozsądku, a po drugie nie urastało do rangi chamstwa, obrażania drugiej osoby.
No bo też wiedziałem, co się działo z Pawłem Dawidowiczem po tych poprzednich zgrupowaniach. To, jaki się ściek wylał. Ja byłem wkurzony oczywiście, jak on grał i tak dalej, ale są pewne granice między krytykowaniem kogoś, a obrażaniem, hejtowaniem, wylewaniem po prostu wszystkich swoich negatywnych emocji, a to też jest często tak, że (ja to wiem ze swojej strony, bo jestem osobą, która sama pracuje na co dzień z terapeutą od kilku lat) ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak radzić sobie z emocjami. Tymi dobrymi i złymi.
Jestem przekonany, że ci ludzie, którzy piszą takie rzeczy po prostu sami też nie radzą sobie ze swoimi emocjami, nie są świadomi tego, że mają z tym problem, nie idą do specjalisty, a wiesz, też co innego, jak kiedyś to był taki mega temat tabu i kiedyś były o wiele mniejsze możliwości. Jak sobie patrzę na to teraz, jak oglądam różnego rodzaju kampanie związane ze sportem, kampanie związane po prostu też z życiem szarego obywatela, jeżeli chodzi o walkę, nie wiem, chociażby z depresją czy z problemami mentalnymi i to jakie mamy teraz możliwości jako ludzie prosić o pomoc i iść po tę pomoc, a co było kiedyś, to to są po prostu dla mnie dwa różne światy. To w jakim kierunku to ewoluowało i jakie teraz mamy możliwości, a jak to wyglądało kiedyś, to jest przepaść, naprawdę.
I wcale się nie dziwię, że jest taka sytuacja, w której Jan Bednarek mówi mi wprost, że pracował z jednym czy drugim psychologiem sportowym, bo chciał zrozumieć, jakie emocje siedzą w nim i jak sobie z nimi radzić. I w moich oczach to jest takie wow. To jest takie, że w żaden sposób nie patrzę na nikogo, kto zmaga się z problemami, przez to, że sam się z nimi zmagałem i zmagam, jako że to jest rysa. Tylko uważam, że to jest mega odwaga, żeby coś takiego przyznać przed samym sobą, przed najbliższymi, przed kolegami z pracy, z zespołu, że potrzebujesz takiej pomocy. I świetnie, że coraz częściej się o tym mówi.
Był swego czasu ten słynny wywiad Delego Allego z Garym Neville’em. Mam wrażenie, że wielu osobom otworzył on oczy. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co może siedzieć w głowie piłkarza, jak wydarzenia z przeszłości czy z teraźniejszości działają na to, jak my się prezentujemy na boisku. Często myślimy, że my tu mamy swoje problemy, ale oni idą tam, grają, zarabiają między 100 a 300 tysięcy funtów tygodniowo i muszą zawsze w tym najważniejszym momencie być w stu procentach gotowi. Muszą być w swojej najlepszej dyspozycji, bo przecież zarabiają fortunę za kopanie piłki.
Pamiętam, była taka sytuacja kilka lat temu, jak Pep Guardiola przestał wystawiać Johna Stonesa w składzie i powiedział wprost na konferencji prasowej, że John najpierw musi poukładać sobie rzeczy w życiu prywatnym, bo wtedy bodajże się rozstawał z narzeczoną, czy tam jakieś takie mega poważne problemy w związku miał.
Pep powiedział, że on nie jest w stanie skupić się na piłce, że cały czas widać po jego zachowaniu na treningu, że w ogóle myślami jest gdzie indziej. I to jest często takie banalne stwierdzenie, ale mam wrażenie, że ja to widziałem też po sobie, że jak ułożysz sobie rzeczy w głowie, jeżeli chodzi o życie prywatne, to potem masz o wiele większą łatwość, żeby ułożyć to sobie w życiu zawodowym. Po kilku tygodniach Stones wrócił, miał wszystko ułożone, był zdrowy i grał rewelacyjnie. W przypadku Markusa Rashforda jakiś czas temu też była podobna sytuacja i efekty były również podobne. Nie da się robić wszystkiego na sto procent z głową w innym miejscu.
S.B. – W tej kwestii chciałbyś coś jeszcze dodać tak na zakończenie tego tematu?
P.D. – Wolałbym, żeby pewnie jeszcze więcej osób bardziej świadomie się na ten temat wypowiadała. Żeby kibice bardziej świadomi byli tego, a piłkarze z większą świadomością się na ten temat i większą odwagą wypowiadali. Bo to wcale nie musi być temat tabu, bo jesteśmy na takim etapie dojrzałości emocjonalnej, mam nadzieję, jako społeczeństwo. Nie mówię tylko o Polsce, tylko mówię ogólnie o nas, o ludziach, że jesteśmy w stanie to przyjąć i zrozumieć jako coś dobrego, a nie powód do wstydu, że ktoś zdecydował się na pracę z terapeutą, z psychologiem i że dba o swoje emocje, uczucia, zarządzanie nimi i o to jak sobie radzić w sytuacjach kryzysowych, jak sobie radzić z krytyką.
Osobiście nie chciałem, żeby ten wywiad z Janem Bednarkiem wokół tego był, bo praca z psychologiem i ta rozmowa o krytyce to jest, nie wiem, kilka, może dziesięć minut z 40, w których rozmawialiśmy, ale nie miałbym nic przeciwko, żeby usiąść i rozmawiać z piłkarzem przez pół godziny, godzinę wyłącznie o sprawach emocjonalnych. Bo to są rzeczy, moim zdaniem, które są równie ważne jak to, jak on się prezentował dzisiaj na treningu, ile strzelił goli, ile zaliczył asyst, jak się prezentuje, nie wiem, w różnych statystykach itd. I wydaje mi się, że to jest taki temat wciąż, (nie tak jak kiedyś), ale wciąż to jest taki temat trochę tabu, trochę taki zakazany. Nawet jeżeli ludzie biorą w tym udział, w sensie pracują, to nie zawsze może chcą o tym rozmawiać czy się do tego przyznawać, a tak dużo robimy, żeby społeczeństwo było o wiele bardziej świadome problemów ze zdrowiem mentalnym u każdego człowieka, szarego obywatela i obywatelki, że wydaje mi się, jeżeli ktoś o tym powie głośno, ktoś, kto jest na świeczniku, ktoś, kto jest rozpoznawalny, ktoś, kto jest oceniany każdego dnia, to wywoła jeszcze większy efekt taki pozytywny wśród kibiców, którzy śledzą taką osobę.
I nawet jeżeli znajomych nie przekona rodzina, żeby, pójść do terapeuty albo pójść poprosić o pomoc, to może, jeżeli powie to twój idol, to wtedy stwierdzisz, a okej, to może faktycznie coś jest na rzeczy i wtedy ktoś się zgłosi po pomoc.
S.B. – Bardzo ważna i myślę, bardzo fajna puenta tej odpowiedzi. Jak piłkarze i ogólnie sportowcy zaczną o tym gadać głośniej, to może faktycznie większej liczbie osób to pomoże. Dość poważnie się zrobiło, muszę trochę zluzować, bo mnie też czytelnicy wykończą potem z komentarzami o ładunku emocjonalnym, ale o to mi chodziło, żeby właśnie uderzyć w ten punkt, bo za mało się o tym gada i stoję na straży tego właśnie bastionu ratowania mężczyzn. Statystyki są niestety niezbyt dobre. A teraz tak trochę lżej, ale też będziemy jednak w temacie hejtu. Czy Mikel Arteta nie jest oceniany za łagodnie jako menadżer Arsenalu na przestrzeni tych wszystkich lat? No i pewnie wiesz o co mi chodzi. Gablota jest pusta.
P.D. – Wiesz co, w ogóle z jego perspektywy i z perspektywy kibiców Arsenalu bardzo dobrze, że na początku tej przygody udało się, nie udało się, bo to znaczyło, że było szczęście, że wygrał Puchar Anglii i bardzo szybko kupił sobie też zaufanie. Natomiast wydaje mi się, że to, co robi Mikel Arteta z perspektywy nie kibica Arsenalu, bo na pewno nie jestem kibicem Arsenalu, o czym często się przekonuję na różnych mediach społecznościowych, jak kibice Arsenalu mnie mocno atakują, czasami w milszy, czasami w mniej miły sposób, że nie wszystko to, co robi Arteta jest mierzone trofeami i to, w jakim miejscu jest teraz Arsenal, a w jakim był pod koniec kadencji Wengera, czy jeszcze po tym okresie pracy Emery’ego na całe szczęście dla Ligi, dla Arsenalu, dla kibiców Arsenalu, że ten Mikel Arteta wygrał wtedy swoim CV i swoją rozmową tę pracę.
Bo to, jaką drogę pokonał Arsenal od bycia zespołem w czołowej ósemce, a nie grającym w Lidze Mistrzów, od zespołu, który regularnie dostawał baty od zespołów walczących o mistrzostwo i miał może momenty przebłysku i wygrywał sobie poszczególne mecze z Tottenhamem, ale na koniec sezonu i tak kończył na piątym, szóstym, siódmym, ósmym miejscu, do bycia nagle zespołem, który dwa sezony z rzędu rzuca wyzwanie Manchesterowi City i sam jako kibic Liverpoolu wiesz, jakie to jest trudne wyzwanie, kiedy robisz wszystko, co się da zrobić, a i tak to jest za mało, żeby zdobyć mistrzostwo.
Oczywiście ktoś patrzy na te, chociażby teraz na chwilę wrócę do Jürgena Kloppa i na te dziewięć lat, ktoś powie, no dobra, wszystko fajnie, jest Liga Mistrzów wygrana, jest Puchar Anglii, jest Puchar Ligi Angielskiej, jest Premier League, no ale to jest jedna Premier League, tak? Potem sobie myślisz, kurczę, no ale to jak ja mam rzucić wyzwanie Manchesterowi City. Oni wygrywali seryjnie, ale kilka razy o włos. Reszta stawki w ogóle się nie liczyła i ten bieg był fantastyczny. Nie przegrywasz meczów, wygrywasz je seriami, więc za każdym razem zgarniesz ten tytuł a tutaj dochodziło do sytuacji, że tego trofeum na koniec nie było.
Z tej perspektywy żadnym wstydem było bycie drugim za Manchesterem City, tak jak to miało miejsce w przypadku Arsenalu na przestrzeni dwóch ostatnich sezonów czy wcześniej Liverpoolu. Natomiast wydaje mi się, bo sam zresztą mówiłem w którymś z programów w Kanale Sportowym na początku sezonu, jak była zapowiedź Premier League, że osobiście stawiałem, że to Arsenal wygra mistrzostwo w tym sezonie i nie jest to wykluczone. Natomiast widzę, jak to na razie wygląda. Wiadomo, że nikt nie wygrał mistrzostwa na jesieni. Bardzo łatwo na jesieni przegrać, ale jeszcze nikt ligi nie wygrał. I tutaj jeszcze się nie wycofuję ze swoich słów, natomiast wydaje mi się, że to już jest i tak taki moment, no bo to jest końcówka 2019 roku, kiedy przychodzi Mikel Arteta i mamy końcówkę 2024 roku, mija pięć lat i moim zdaniem mówimy takie oficjalne pokerowe „sprawdzam”, że to już jest ten moment, kiedy jesteś w stanie wykonać ten dodatkowy krok, ten ostatni najważniejszy krok, który będziesz decydował o tym, czy zgarniesz to pierwsze od 21 lat mistrzostwo? Uważam, że Arsenal jest w stanie tego dokonać. Jestem ciekaw, jak będzie wyglądał od momentu, kiedy wróci do gry tak na kilkanaście spotkań Martin Ødegaard, no bo jednak nie będę ukrywał, że to co oglądałem od momentu, kiedy Ødegaarda nie było, wszystko spadało na Bukayo Sakę i ewentualnie na te stałe fragmenty gry, to było takie trochę, może uwstecznianie to będzie za mocne słowo, natomiast taki ewidentny brak rozwoju na tym etapie Arsenalu. I nie mam nic przeciwko temu, żeby grać zachowawczo, defensywnie, kiedy masz czerwoną kartkę i prowadzisz z Manchesterem City na jego stadionie i chcesz dowieźć to prowadzenie i to się udaje praktycznie do ostatniej akcji, kiedy Stones strzela tego gola na 2:2. Nie mam z tym naprawdę żadnego problemu.
Natomiast później patrzyłem na ten Arsenal i widziałem zespół, który nie ma takiego wachlarza możliwości jak jeszcze kilka miesięcy temu. I wciąż się zastanawiam z czego to wynika. Mogę się zgodzić, że kredyt zaufania do Mikela jest bardzo duży, z drugiej strony musimy pamiętać, że City naprawdę stanął na rzęsach, żeby ten tytuł wygrać w ostatniej kampanii. W tym sezonie pojawia się znowu sytuacja do tego, żeby to City w końcu zdetronizować, no bo jednak piąte mistrzostwo z rzędu to już jest naprawdę będzie jakiś ewenement. Pół dekady wygrywać z rzędu tytuł mistrzowski to się nie zdarza po prostu w tych najlepszych ligach, no może poza, Bayernem czy kiedyś swego czasu pewnie Juventusem w Serie A. Natomiast jeżeli Arsenal się nie ogarnie, tak powiedziałbym dość kolokwialnie do tego najgorętszego okresu a więc Ligi Mistrzów pod koniec tego roku, tego co się dzieje od tej ostatniej przerwy na mecze reprezentacje do połowy stycznia, to straci dużo, a patrząc na City, ok, tu jest kryzys i to można w końcu tak powiedzieć, ale jest też Liverpool.
Co innego, jak masz liczyć na potknięcie jednego zespołu, a co innego, jak masz liczyć na potknięcie dwóch ekip niezależnych od siebie i to już jest zupełnie inna bajka, więc dla mnie to jest mimo wszystko ten sezon, gdzie Arsenal musi i nie wiem, czy musi Premier League, czy musi Ligę Mistrzów, czy musi Puchar Anglii, ale musi wygrać trofeum. Wiem, że to jest ten sezon, kiedy moim zdaniem musi po prost wygrać cokolwiek.
S.B. – Zobaczymy jak to będzie. À propos przyszłości Premier League, sądzisz, że dominacja tych takich wielkich ekip jak Man City, Liverpool, Arsenal powiedzmy na przestrzeni ostatnich lat, ona się kiedyś skończy? Czy po prostu przez najbliższe 10 lat będziemy oglądać na przemian City, City, Liverpool, Arsenal, ewentualnie wróci United i może Chelsea, jak przestanie wydawać kolejne miliony (śmiech)?
P.D. – Wiesz co, powiedziałbym, że najbliżej mimo wszystko i powiem będąc trochę zdziwionym, że aż tak szybko do nadeszło, będzie właśnie Chelsea. Myślałem, że po sezonie Pochettino, trzeba będzie zrobić twardy reset. Wydawało mi się, że tam już wszystko zaczęło zmierzać w dobrym kierunku a tu nagle kolejna zmiana menedżera. Teraz widzimy, że ten klub zmierza w odpowiednią stronę, notuje dobre wyniki i powinien zacząć walczyć o najwyższe cele. I być może właśnie Chelsea będzie tą drużyną, której najbliżej do odebrania korony pozostałym ekipom.
Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której takie zespoły jak Aston Villa, Newcastle czy ktokolwiek inny zacznie atakować szczyt. Dla tych ekip już samo granie w Europie jest dużym, żeby nie powiedzieć wielkim osiągnięciem, więc tu nie oczekuję, że tak powiem, przeskoku na ten najwyższy pułap. Zastanawia mnie sytuacja Manchesteru United, bo przyznam szczerze, jako kibic Premier League uważam, że aby ta liga była jeszcze bardziej atrakcyjna, to po prostu Premier League potrzebuje mocnego United.
To jest jeden z najważniejszych klubów w historii angielskiej piłki, jeden z najbardziej utytułowanych, jeżeli chodzi o mistrzostwa, to wiadomo, ale jeżeli chodzi ogólnie o zdobywane puchary do spółki z Liverpoolem. Moim zdaniem ta liga potrzebuje jeszcze innego Manchesteru United, a nie Manchesteru United miotającego się od lewej do prawej, jak to ma miejsce od 2013 roku, z momentami sukcesu, którym pewnie było drugie miejsce, jak za Mourinho, czy za Solskjæra wicemistrzostwo Anglii, jeżeli dobrze pamiętam, i zdobywanie poszczególnych pucharów krajowych, czy Ligi Europy. A z drugiej strony tak naprawdę ogólna degrengolada, rozpad. Nigdy nie wiadomo, w którym kierunku ma iść ten zespół. Każdy z tych trenerów, który prowadził w ostatnich latach, to pewnie chciał w innym kierunku ten zespół rozwijać, więc chciałbym, żeby United dostosował do tej czołówki.
S.B. – Chelsea jednak będzie przed Czerwonymi Diabłami?
P.D. – Wydaje mi się, że na ten moment Chelsea ma więcej argumentów żeby być tym zespołem walczącym o czwórkę, natomiast jednak to na jakim etapie jest City, to jest ciekawe pytanie, co z przyszłością, bo jeżeli odejdzie Guardiola i przyjdzie nowy dyrektor sportowy to ciekaw jestem w jakim kierunku ten zespół pójdzie i jak będzie się rozwijał. Wiemy, że Pep przedłużył kontrakt, ale widzimy, że w tym sezonie wiele rzeczy już nie wychodzi. Ciekawe zatem jak mocno zmieni się ten zespół, jednak już bardzo wiekowy i doświadczony, który potrzebuje, mam takie wrażenie, na przestrzeni najbliższych kilku sezonów zmian, odmłodzenia tego składu i ściągania kolejnych gwiazd. A jednak wiemy, że te kolejne gwiazdy będą cały czas bardziej chciały iść do Realu czy Barcelony niż do tych klubów Premier League. Tak jest moje zdanie, bo patrzę jak się Barcelona rozwija, patrzę jakie Real ma możliwości przyciągania nawet Anglików, jak w przypadku Bellinghama, który był rozchwytywany przez kluby Premier League, a jednak bez problemu, bez zmrużenia okiem nawet wybrał Real.
S.B. – Czas zapytać o Liverpool…
P.D. – Nie do końca wierzyłem, że to o będzie już teraz taki bardzo poważny kandydat do tytułu mistrzowskiego. Wydawało mi się, że jeszcze będzie potrzebował więcej czasu Arne Slot, żeby trochę nauczyć się tej ligi, żeby ten Liverpool prezentował się pod jego modły, bo mam wrażenie, że cały czas tak nie wygląda, bo co by się nie działo, niezależnie jakim wynikiem kończy się mecz a zazwyczaj to są wygrane, to i tak on nie jest zadowolony i cały czas mówi, że to nie jest ten Liverpool jaki by on chciał, co jest zrozumiałe, bo pracuje raptem kilka miesięcy w tym klubie. Miałem wrażenie, że po prostu wcześniejsze zespoły, City, Arsenal i Chelsea wcześniej osiągną krajowy sukces. Nie chcę powiedzieć o takiej dominacji na lata, natomiast one mają przewagę, bo same te przewagi sobie wykreowały tworzeniem dobrego projektu przez wiele, wiele lat. Patrzymy na to, kto ile pracuje.
Teraz jest Slot zamiast Kloppa, więc to jest trochę nowy projekt, ale trzeba pamiętać, że Holender przejął świetny zespół. Powiedzmy sobie szczerze, to był naprawdę świetny team wypełniony kapitalnymi zawodnikami, co widzimy w tym sezonie, ale mamy Man City i Guardiolę pracującego osiem lat, potem Artetę pracującego kilka lat w Arsenalu. I potem te wszystkie inne projekty też są praktycznie długowieczne. Myślę, że w kwestii czołówki możemy mówić o nowym początku i nowym projekcie w sytuacji Liverpoolu i Tottenhamu. Chelsea, to jest odrębny temat. Jeżeli mówimy o takiej długowieczności w Premier League, to zaraz po City i Arsenalu największymi, znaczy trenerami z najdłuższym stażem, oczywiście niedawno był Klopp. Cały czas odkładam tego Kloppa trochę na bok, ale to pokazuje, jak bardzo te kluby są na innej w ogóle ścieżce niż wszystkie te zespoły, jak Tottenham, jak Chelsea, jak Manchester United, które chcą w ogóle z nimi konkurować o te najwyższe tytuły i myślę, że długowieczność projektu jest tutaj dużą przewagą.
Nie wiem, jak to będzie wyglądało za dwa, trzy sezony, ale w tym momencie to jest zbyt duża przewaga, nawet jeżeli tabela tego nie pokazuje w przypadku Arsenalu, bo jest bardzo gęsto za plecami City. Chelsea tak jak wspomniałem wydawała mi się ekipą, która zmierza w dobrą stronę, ale zmieniła menedżera, teraz jest dobrze, ale zobaczymy co się stanie w przyszłości. Wygrają ekipy zarządzane spokojnie i z długofalową wizją przyszłości.
S.B. – W takim razie jak ma brzmieć przepis na wygranie Premier League?
P.D. – Jak powinien brzmieć przepis na sukces w najlepszej lidze świata, gdzie dopiero znowu przedłużono kontrakt z Pepem Guardiolą? Chodzi głównie o zaufanie swojej strategii i skupienie się na ciągłym rozwoju. Szybkie zmiany na nic się nie zdadzą.
S.B. – Myślisz, że w przypadku tego kryzysu Manchesteru City, moglibyśmy zobaczyć Guardiolę w innym klubie Premier League?
P.D. – Nie, nie sądzę, bo sam Pep zawsze mówi o tych warunkach, jakie stworzyło mu City.
Pytanie, czy inny klub chciałby, albo mógłby mu takie warunki stworzyć. Nie mówię teraz o tych wielomilionowych zakupach, czy setkach milionów wydanych na transfery, że jeżeli ktoś się nie sprawdzi, to może zawsze znaleźć na tę samą pozycję kolejnego zawodnika w kolejnym okienku i wydawać często pewnie nieproporcjonalnie pieniądze do umiejętności, bo nawet City popełnia błędy, jeżeli chodzi o transfery, ale pewnie z szacunku dla Manchesteru City zostałby w nim do końca. Zresztą niedawno o tym powiedział, więc Premier League odpada całkowicie. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby on pracował w innym klubie.
S.B. – Recepta na sukces poza Pepem Guardiolą?
P.D. – Stworzyć dobry duet. Trener i dobry dyrektor sportowy, to jest podstawa. Dać zaufanie. To nie jest łatwe w tej lidze, a przykład Bournemouth w poprzednim sezonie, moim zdaniem, to jest idealny przykład, jak wiele klubów by się bardzo szybko podpaliło i wcisnęło reset i czerwony guzik, bo jak nie wygrywasz przez dziewięć meczów, to jest takie: ale jak to? Przecież my zaraz spadniemy z ligi. Byli tam świetni menedżerowie jak Gary O’Neil, którego bardzo lubię, ale czasem po prostu nie idzie i trzeba zmienić kierunek. Zaufali Iraoli i to zaufanie się opłaciło, mimo że też nie szło tak jak powinno. Nawet jeżeli teraz nie ma Solankiego, to Bournemouth znów jest klubem stabilnym i cały czas zachwycającym w poszczególnych meczach i nie ma z nimi nudy, więc cierpliwość, zaufanie i znalezienie takiego pomysłu na to, jak ten klub ma grać i jak ma wyglądać, jak ma wyglądać kadra, jak ma wyglądać zarządzanie tą kadrą, otaczać się specjalistami takimi jak, nie wiem, specjaliści od stałych fragmentów gry.
Wielu trenerów to bagatelizuje a pamiętam, że Klopp zatrudnił specjalistę od autów, żeby drużyna i na tej płaszczyźnie była lepsza. To są często detale, ale na tym najwyższym poziomie mam wrażenie, że detal ma ogromne znaczenie, bo to on sprawia, że jesteś, nie wiem, pół metra przed rywalem, czy punkt, czy dwa punkty często na koniec sezonu przed zespołem, więc otaczanie się ludźmi nieprawdopodobnie inteligentnymi bo żaden z nas, żaden z trenerów nie jest ekspertem od wszystkiego. Wystarczy spojrzeć na Pepa Guardiola i to jak często mu się zmieniali asystenci, bo odchodzili do różnych klubów, a jak on za każdym razem z tymi asystentami w trakcie meczu dyskutuje, oczywiście, zaraz ktoś powie, że nie tylko Guardiola to robi.
Wielu trenerów to bagatelizuje a pamiętam, że Klopp zatrudnił specjalistę od autów, żeby drużyna i na tej płaszczyźnie była lepsza. To są często detale, ale na tym najwyższym poziomie mam wrażenie, że detal ma ogromne znaczenie, bo to on sprawia, że jesteś, nie wiem, pół metra przed rywalem, czy punkt, czy dwa punkty często na koniec sezonu przed zespołem, więc otaczanie się ludźmi nieprawdopodobnie inteligentnymi bo żaden z nas, żaden z trenerów nie jest ekspertem od wszystkiego. Wystarczy spojrzeć na Pepa Guardiola i to jak często mu się zmieniali asystenci, bo odchodzili do różnych klubów, a jak on za każdym razem z tymi asystentami w trakcie meczu dyskutuje, oczywiście, zaraz ktoś powie, że nie tylko Guardiola to robi.
Przykład Guardioli zawsze mi trochę sprawia taki uśmiech, bo widzę tego starszego Juana Manuela Lillo i ten Guardiola, jak nie wie, co się dzieje, to zawsze do niego przychodzi i on jest taką jego wyrocznią. I bierze od niego te pomysły i dyskutują, jak wyjść z tych trudnych sytuacji. Więc otaczanie się szalenie inteligentnymi ludźmi, ale przede wszystkim tworzenie tożsamości zespołu i klubu. Często patrzymy na zawodników, którzy przychodzą albo są ściągani pod modłę jakiegoś danego szkoleniowca, ale wcale nie jesteś przekonany, że to jest zawodnik, który ma być ściągany do danego systemu gry, czy zawodnik, który ma prezentować taki styl gry, jaki chcemy, żeby nasz klub prezentował.
Często mam wrażenie na przykładzie ostatnich lat i transferów United. Czasami się zastanawiam, jaki jest klucz oprócz znajomości z poprzedniego zespołu, z poprzednich lig. Było dużo więcej przykładów niż tylko ostatnie transfery United. Kluby biorą zawodników, których zna ich menadżer, bo świetnie sobie radzili przy kontrze, mieli szybkość, drybling i zostali kupieni. Potem bierzesz zawodnika, którego wrzucasz do systemu w zespole grającego przez 70–80% czasu gry przy piłce i dominującego, ale za sprawą ataków pozycyjnych i ten zawodnik kompletnie nie potrafi się odnaleźć w nowym systemie.
I napastnika, który nie ma tego miejsca, nie ma tej przestrzeni, żeby się rozpędzić, nagle jest zaskoczony, że atuty, które były w grze bezpośredniej u tego zawodnika, nagle nie są atutami w grze pozycyjnej. Takie czynniki bym wymyślił, ale nie wiem, nawet czy one by pomogły, bo Premier League to szalona liga.
S.B. – Leicester City bodajże nie spełniało tych kryteriów, jak wygrywało Premier League.
P.D. – No właśnie. Czy Leicester wygrywając mistrzostwo, spełnia te kryteria? Nie. Czasami są takie momenty przejściowe, gdzie dopiero przychodzi Klopp, nie ma jeszcze Pepa Guardioli, Arsenal ma najlepsze okazje, żeby zdobyć mistrzostwo po raz pierwszy od X lat i nie wykorzystuje tego. Chelsea jest w okresie, gdzie dopiero co zdobyła mistrzostwo i zwalnia José Mourinho. Seria niefortunnych zdarzeń dla wszystkich, a splot takiego szczęścia dla Lisów wtedy sprawił, że w 2016 roku byliśmy świadkami takiej historii, która się już prawdopodobnie nie powtórzy, albo ciężko mi ją sobie wyobrazić.
Powiedziałem wcześniej o tym pomyśle na zespół, o dobrym trenerze, projekcie. To są wizje przyszłości, ale czasem musi się wydarzyć wiele innych rzeczy, które sprawią, że właśnie ta konkretna ekipa wygra ligę. Zresztą ciężko mówić, co wystarczy, żeby w szalonej Premier League dać Ci mistrzostwo, jak jedna przypadkowa sytuacja i zerwanie więzadła przez Rodriego może przekreślić twój sezon, albo zerwanie więzadła przez Van Dijka i nagle Liverpool nie potrafi grać w obronie, bo nie ma kim grać w obronie przez cały sezon?
Na pewne rzeczy się nie przygotujesz, nawet jak myślisz, że masz przygotowane wszystko w danym momencie. Możesz zaplanować pewne rzeczy, ale nie wszystko. Nagłe, losowe zdarzenia sprawiają, że ten domek się posypie.
S.B. – W takim razie recepta na mistrzostwo dla Liverpoolu.
P.D. – Recepta na mistrzostwo na Liverpoolu? Kryzys Manchesteru City i taka gra Arsenalu jak do tej pory (śmiech). Powiedz mi czy chodzi o receptę na mistrzostwo w tym sezonie, czy ogólnie?
S.B. – Wiesz co, ogólnie to byśmy mogli zaczepić się o to, co powiedziałaś wcześniej i niech po prostu to wszystko idzie w takim kierunku, ale skupmy się na tym sezonie, bo to może być taki dość spektakularny wyczyn, jak Slotowi uda w pierwszym sezonie zgarnąć koronę.
P.D. – Dalej tak pewna i bardzo dobra gra w defensywie. Przecierałem oczy do zdumienia, widząc jak wyglądał Liverpool w tym sezonie w obronie, po tym, jak wyglądał w zeszłym sezonie kiedy po prostu pod koniec tracili gole jak szaleni. Takie rzeczy działo się w obronie, że w czyste konto to było marzenie, gol za golem, jakieś absurdalne błędy, a teraz to wygląda znacznie lepiej. Idąc dalej. Zdrowy Alisson, bo Kelleher mimo całej sympatii do tego zawodnika nie jest moim zdaniem piłkarzem na miano numeru jeden w Liverpoolu. Myślę, że nieprzypadkowo w następne lato przychodzi Mamardaszwili. Oczywiście Alisson nigdzie się nie wybiera, Kelleher chce grać w pierwszym składzie, ale widać tutaj już pewną rysującą się wizję przyszłości.
Co dalej? Utrzymanie na wysokim poziomie konkurencji między Luis Díazem i Gakpo. Niesamowicie dobrze obsadzona pozycja w ataku w tej chwili. Nie jestem fanem Liverpoolu, tylko jako fan Premier League chciałbym, żeby on to utrzymał przez po prostu cały sezon, na dłuższym dystansie, a nie w poszczególnych miesiącach, tygodniach, no bo też od tego głównie zależy to jak Liverpool będzie się spisywał, bo o formę Salaha to jestem spokojny, bo facet, co by się nie działo od 2017 roku, poza poszczególnymi sezonami dwoma, trzema może, nie notował tylko double-double w samej lidze. Więc akurat on jest nieprawdopodobny, a teraz wygląda świeżo, bym powiedział, jak nigdy wcześniej. Bardzo, bardzo tak świeżo wygląda i moim zdaniem jest rewelacyjny.
Myślę, że Liverpool potrzebuje takiej prawdziwej dziesiątki. Sobaszlai nie jest tym zawodnikiem w tym momencie, w tej formie. I o ile podobało mi się jego wejście do Liverpoolu za Kloppa, o tyle teraz nie prezentuje się zbyt dobrze i w końcówce sezonu w ogóle od wielu miesięcy nie prezentuje się dobrze w stwarzaniu akcji Liverpoolu. Brakuje takiego zawodnika, który będzie dawał te liczby. Liczby, których potrzebuje Liverpool w ofensywie, bo z całym szacunkiem dla Darwina, to jest tak nieprzewidywalny gość, że nie wiem na ile można liczyć, jeżeli chodzi o gola lub asysty u niego.
Jestem wielkim fanem Diego Joty, bo to jest piłkarz, nie chcę porównywać ich charakterystyką, natomiast porównam go trochę do Firmino, piłkarz, który po prostu wszystko co ma daje dla tego zespołu i jest niesamowicie wszechstronny. Wpasowałby się do każdego systemu, niezależnie od tego jaki trener by był, czy to w Liverpoolu, czy w innym zespole. I tylko zdrowia mu życzyć, bo to zawsze zdrowie jest u niego największą wadą.
Cała druga linia jest formacją, o którą jestem spokojny. Zmartwiony byłem jak Liverpool nie uderzył w lecie po żadną szóstkę, ale forma Gravenbercha jest odpowiedzią na opieszałość. Jest Mac Allister, który jest świetny i o niego też bym się nie martwił. Obaj dają bardzo duży Liverpoolu w formacji pomocy. I tylko ta pozycja numer dziesięć mnie martwi i mam takie duże znaki zapytania. No i czy Liverpool będzie w stanie utrzymać taką formę na długim dystansie, bo na razie ten poważny test i ostatnie mecze zdają bardzo dobrze. Natomiast ogólnie patrząc na klub, nie mam takiej pewności w tych meczach jak z Arsenalem, kiedy dwukrotnie odrabiali straty czy mecz z Chelsea wygrany ostatecznie 1:2.
Nawet ten mecz z Aston Villą, kiedy najwięcej się działo po stałych fragmentach gry The Villans a nie za sprawą Liverpoolu. Nie mam takiego wrażenia, że to jest taki stempel jakości pod względem kontroli, o którą tak bardzo zabiega Slot. I ja często w tych meczach z topowymi rywalami wiem, że zaraz na horyzoncie był mecz z City na początku grudnia i byłem ciekaw, jak Liverpool do tego meczu podejdzie. Podszedł idealnie, wygrał i udowodnił, że z czołówką również potrafi kontrolować grę. No, ale chciałbym tej kontroli więcej, żeby to było faktycznie widoczne, a nie żeby było tak, że Liverpool wygrywa mecz, a Arne Slot mówi, no jeżeli ktoś uważa, że my rozegraliśmy lepszy mecz niż Chelsea, to jest w błędzie. Bo jednak wolałbym, żeby faktycznie ta kontrola była na przestrzeni całego meczu albo dłuższymi fragmentami, a nie takimi wycinkami.
I jeżeli Liverpoolowi się to uda i będzie w stanie swoje kryzysy przezwyciężać, a mam wrażenie, że zaraz przyjdzie taki okres, gdy zaczną się te kryzysy i uda się je wszystkie pokonać, to może być dużo dobrego na koniec kampanii. Będzie to ogromna niespodzianka, jeżeli chodzi o ten pierwszy sezon Liverpoolu, bo w Lidze Mistrzów wygląda to świetnie a w Premier League rewelacyjnie. Cały czas jest walka na innych frontach, więc wydaje mi się, że kibice Liverpoolu są zaskoczeni. Nikt nie obstawiał, że tak to będzie wyglądało. Nie uwierzę, żeby ktoś z nawet najbardziej zagorzałych kibiców Liverpoolu uwierzył, że tak będzie.
S.B. – Zgdzę się, nie było takich typów. Mo Salah będzie walczył o koronę króla strzelców do samego końca?
P.D. – Tak.
S.B. – Wreszcie jakaś krótka odpowiedź (śmiech). Zostaniemy nadal w Liverpoolu. Nie uważasz, że zmieniła się tak błyskawicznie percepcja postrzegania Kloppa, że zaczęto go wręcz nie doceniać w porównaniu z Arne Slotem? Nawet już w Viaplay to zauważyłem, że wszyscy tak chwalą Arne Slota, że pojawiają się opinie, że Klopp za mało wycisnął z tego zespołu. I to może być kontrowersyjne, ale coraz częściej też widzę to w social mediach. Nawet już Jamie Carragher czy Gary Neville powiedział, że Arne Slot już jest lepszy od Kloppa, czy wygląda na lepszego od Kloppa. Może tak.
P.D. – Nie, to już jest jakaś herezja na razie, bo to jest brak poszanowania dla tego, co zrobił Niemiec, Bo jak sobie pewnie spojrzymy na pierwszy skład, jaki obejmował w meczu z Kogutami Klopp te dziesięć lat temu, co to był za skład i że on z tym zespołem od razu walczył. Jeżeli dobrze pamiętam, w pierwszym sezonie już awansował do finału Ligi Europy, który ostatecznie przegrał z Sevillą. Jak sobie przypomnę, jakie ananasy tam grały, to aż dziwne, że to się udało (śmiech)
Nie wiem, czy podpadnę Liverpoolowi w tym momencie, ale jednej strony wydaje mi się, że to, co zrobił Klopp, tego nie do końca odzwierciedlają te wszystkie trofea, które zdobył. On był ponad to. Natomiast z drugiej strony, jak patrzę, myślę sobie, że można było wycisnąć ciut więcej i włożyć więcej do gabloty. Premier League, no wiemy, rywalizacja City, 97 punktów, 98, tam 92, 91, to są jakieś horrendalne liczby. To naprawdę detal w jednym meczu, jedna sytuacja, jedno wybicie Stonesa z linii, strzał Kompany’ego zza pola karnego, to są jakieś tak naprawdę detale i tutaj nie mam pretensji.
Natomiast zastanawiam się, jak z tą Ligą Mistrzów było, bo ten mecz z Realem, przegrany 0:1, gdzie Courtois wyczyniał cuda i tam Liverpool absolutnie zdominował i zmiażdżył, ten Real, ale ostatecznie nie wygrał tego trofeum po raz kolejny, to tutaj miałbym taki żal, pewnie. I wydaje mi się, że kurczę, że mogło być tego trochę więcej. Ta era i tak będzie wspaniała, jedna pewnie z najwspanialszych w historii klubu, chociażby ze względu na to pierwsze od 30 lat mistrzostwo, ale patrząc na tą grupę zawodników i na to, że byli w tych finałach Ligi Mistrzów, byli w tej walce o Premier League do końca, można było kilka pucharów więcej dorzucić. Jednak nie, broń Boże, nie będę stawał po stronie ludzi, którzy po kilku miesiącach bardziej doceniają Arne Slota niż Kloppa, bo to nie jest sprint, to jest maraton, jesteśmy w grudniu. Tu się nawet nie zaczęła jeszcze jazda na całego w terminarzu grudniowo-styczniowym.
S.B. – Lud oceni, czy ten wywód był kontrowersyjny. Niedosyt, zawsze pozostanie. Zwłaszcza jak mówimy o tych spotkaniach, gdzie decydowały naprawdę milimetry. Nie będziemy jednak rozdrapywać ran… . Po godzinie pierwsze kontrowersje padają, dobrze jeszcze mamy czas.
P.D. – Nie wiem, czy jest kontrowersyjnie, bo powiem, że dyskutowałem wiele ze znajomymi nawet, którzy nie są fanami Liverpoolu, czy Premier League, to też patrzą na to w podobny sposób. Obserwator z boku zobaczy po prostu kilka pucharów i będzie się zastanawiał o co w tym chodzi. Ja nie powinienem narzekać na takie rzeczy, bo Barcelona od 10 lat nie wygrała Ligi Mistrzów, a Liverpool w tym czasie wygrał Ligę Mistrzów i był wielokrotnie w finałach, ale ciągle czuć ten niedosyt.
Zastanawiam się, czy za kilka lat kibice Liverpoolu sobie usiądą i będą rozmawiali przy piwku i pomyślą „Klopp to absolutna legenda, ale myślę, że powinniśmy mieć jeszcze więcej trofeów mimo wszystko”. Bo wiesz jak to jest. Faktycznie mówisz, o, ale ta era Liverpool – Manchester City, rywalizacja Liverpool – Manchester City, to było coś fantastycznego, ale po jednej Lidze Mistrzów w tym czasie, w mistrzostwach ligowych jest 4:1. Cztery z rzędu do jednego, a jeszcze ogólnie to sześć czy siedem mistrzostw, więc tu się zastanawiam, czy nie będzie takiej narracji w dyskusji. „Jednak moglibyśmy zrobić więcej, żeby faktycznie móc mówić po latach, że rywalizowaliśmy do samego końca z City, a nie, że przegrywaliśmy z City”, bo to jednak trochę na koniec tak wyglądało.
S.B. – Pewnie będzie to tak wyglądało, zresztą z perspektywy lat tak samo się ocenia Billa Shankly’ego i Boba Paisleya, że pierwszy stworzył Liverpool, ale to jednak ten drugi tę gablotę tak zaczął zapełniać, że musieli nowe regały budować, więc tu może być podobnie. Mam nadzieję jako kibic Liverpoolu, że tak będzie, no ale to już zweryfikuje czas. Wywołałeś temat Barcelony, dlaczego Coutinho nie poradził sobie w Barcelonie?
P.D. – O kurde! Dobre pytanie. Bardziej się zastanawiam, dlaczego Barcelona była w stanie sezon po sezonie regularnie wydawać takie kwoty na Dembélé i Coutinho, myśląc, że to zawsze ujdzie płazem, a ostatecznie każdy z nich był niewypałem. Chociaż Coutinho zdobył Ligę Mistrzów, co prawda nie w barwach Barcelony, tylko w barwach Bayernu, do którego był wypożyczony, jeszcze pokonując Barcelona po drodze 8:2 na domiar złego (śmiech). Z perspektywy lat mam wrażenie, że każdy by się popukał w głowę, ale wtedy patrząc na Coutinho, wiedząc, że Barcelona ma ogromną kasę, wszyscy chcieli tego Coutinho mieć w Barcelonie. Wszyscy chcieli mieć gwiazdę Liverpoolu, która przecież błyszczała i grała rewelacyjnie w tamtym momencie ekipy prowadzonej przez Kloppa. Nie wiem, czy znajdę jakiś taki jeden powód.
Wydaje mi się, że Barcelona czy Real Madryt są na tyle specyficznym środowiskiem, że tam musisz zupełnie na innym poziomie radzić sobie z presją. Mam wrażenie, że nawet Guardiola często o tym opowiadał, pracując na Wyspach, że praca w Premier League to jest co innego, a praca w Barcelonie czy Realu, gdzie widać nawet, jak się ludzie zmieniają.
W sensie, jak zobaczyłbyś, jak wyglądał Guardiola przed czterema sezonami pracy w Barcelonie a jak po, jak wyglądał Luis Enrique, jak wyglądał Ernesto Valverde, tam wszyscy tracą włosy, wszyscy siwieją. Po prostu tam jest presja 24 godziny na dobę i wydaje mi się, że też Coutinho z taką presją sobie nie poradził, nie odpowiednio się zaaklimatyzował, nie był takim piłkarzem, jakim był w Liverpoolu. Ale też pytanie, czy Barcelona dawała mu takie warunki do tego, żeby być takim piłkarzem. To jest kolejny przykład tego, że patrzysz na zawodnika i myślisz, że jest genialny, sprawdzi się w każdym klubie, a może właśnie to nie jest tak, że do każdego systemu, do każdego klubu, do każdego zespołu w danym momencie pasuje. I Coutinho po prostu nie pasował, odbił się od tej Barcelony, mimo że nawet z nią wygrał kilka rzeczy, kilka trofeów, ale żałowałem bardzo mocno, bo liczyłem na piłkarza, który – nie chodziło mi na o to, że będzie w stanie grać na poziomie 140 milionów czy jakieś tam kwoty, konkretnie teraz nie pamiętam, którą za niego dano. Chciałem żeby piłkarsko prezentował się świetnie w tej drużynie.
Wiesz, jako kibic oglądasz jakiegoś zawodnika z innej drużyny z zazdrością, podziwiasz jego umiejętności, potem się okazuje, że twój klub jest nim zainteresowany, składa ofertę, ty już oczami wyobraźni widzisz te wszystkie akcje z jego udziałem a tu się okazuje, że nie dość, że został kupiony za ogromne pieniądze, to dodatkowo kompletnie sobie nie radzi. Z otoczeniem, z formą, z grą na swoim poziomie.
S.B. – #Darwin Núñez.
P.D. – Dokładnie. Bardzo podobnie było z Coutinho. Ja bym chciał, żeby ktoś kiedyś z nim usiadł na spokojnie, porozmawiał i zapytał go z jego perspektywy, co się wydarzyło, że ten wymarzony ruch okazał się takim mimo wszystko nieudanym. Wiadomo, były momenty, gdzie on grał świetnie. Pamiętam, że w ten sezon, kiedy Barcelona doszusowała do półfinału i przegrała ten rewanż na Anfield, to w ogóle wtedy Barcelona w tym sezonie w piłkę grała w bardzo dobry sposób i w Lidze Mistrzów, i w Lidze, i Coutinho miał też w tym swój udział. Natomiast nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Czasami trafiasz po prostu do środowiska, w którym się nie potrafisz odnaleźć. Wydaje mi się, że szatnia Barcelony czy Realu to jest na tyle specyficzne środowisko, że nie dla każdego to jest dobre miejsce, nawet jak jesteś gwiazdą w swoim zespole.
To też był jeszcze taki etap, kiedy grał tam Messi, grał tam Suárez, grał tam Rakitić i Busquets i te wszystkie inne gwiazdy, gdzie mogłeś być genialny w Premier League, ale wszyscy wiedzieli, że po odejściu, jakby, mimo wszystko jest jeszcze krok dalej, jest coś wyżej, że możesz pójść do Realu i do Barcelony. Teraz wiadomo, że trochę to jest inaczej, że ta, o ile Real cały czas robi genialne rzeczy w Lidze Mistrzów, to Barcelona dopiero teraz stara się odbudować i nie wiem, jak to będzie, bo teraz było super, ale przegrali z Realem Sociedad i znowu są trzy punkty stracone, w Lidze Mistrzów wygląda to dobrze, natomiast to też jest listopad/grudzień i to też jest za wcześnie, żeby stwierdzić, że w maju będzie rewelacyjnie, że znowu będziemy na tym poziomie, że to my z Realem będziemy półkę wyżej.
Teraz tak wcale nie jest, to wszystko się dynamicznie zmienia. Kiedyś, jeszcze za czasów Coutinho, kiedy patrzyłeś na swoją karierę i myślisz, że gra w Premier League, gra w Anglii, gra w Ligę Mistrzów, super, ale jak zadzwoni Barcelona, to idziesz. No i on poszedł, a nie dojechał nigdy tak naprawdę, niestety.
S.B. – No właśnie, potem skończył w Aston Villi w sumie i to też było takie raczej przebłyski po tej wymarzonej Barcelonie, po tym transferze z Liverpoolu, Coutinho to już był taki jednak zjazd niż jakaś walka o formę i wielkie trofea. On w Liverpoolu miał stałą, dobrą formę, a później w każdym klubie przebłyski. A tak w ogóle kojarzysz jakiegoś piłkarza, który przechodził z La Liga do Premier League i zrobił taką karierę, że mógłby powiedzieć, że po zakończeniu, powiedzmy, kariery, że o, to był dobry transfer, to był dobry ruch?
P.D. – Z La Liga do Premier League czy z Premier League do La Liga?
S.B. – A, i tu, i tu (śmiech).
P.D. – Z La Liga do Premier League to na pewno… David Silva. Wiesz co, od razu mi się skojarzyły trzy nazwiska i to są trzy nazwiska piłkarzy City, którzy przychodzili z Hiszpanii, bo to jest Silva, bo to jest Rodri, bo to jest Agüero i uważam, że każdy z nich, nie wiem jak długo Rodri tam zabawi, ale David Silva czy Kun to mieli kawał kariery na Wyspach i byli takimi mimo wszystko prekursorami w tej drugiej dekadzie XXI wieku. Pokazali, że można mieć metr sześćdziesiąt czy metr siedemdziesiąt i być dobrym technicznym piłkarzem i sobie poradzić w najsilniejszej, najbardziej fizycznej lidze na świecie. Był też Juan Mata, moim zdaniem, przechodząc do Chelsea, był zawodnikiem, którego po prostu cholernie przyjemnie się oglądało. Świetny był.
Później w Manchesterze, w pewnym momencie też to dobrze wyglądało, ale ostatecznie to nie była taka kariera na Wyspach, na jaką zasłużył. Była dobra, ale wydaje mi się, że można było pewnie, gdyby tam dłużej został i dostał większe zaufanie, żeby to była kariera jeszcze na takim poziomie, jak chociażby właśnie Silvy, chociaż oczywiście wiemy, że z Chelsea swoje powygrywał. Czy ktoś mi jeszcze przychodzi do głowy z piłkarzy z La Liga? Nie. Pewnie zaraz sobie przypomnę, jak zmienimy temat albo zakończymy rozmowę, ale teraz jakoś powypadało mi to z głowy.
S.B. – Będziesz miał dwa dni na dodanie tutaj kogoś, bo zostawiam zawsze takie dwa dni luzu (śmiech).
P.D. – A to czekaj, może coś wymyślę na szybko (śmiech). Ok, to mam! Przepraszam, Santi Cazorla dla mnie był takim zawodnikiem, który kapitalnie sobie poradził w Arsenalu, a przychodził zdaje się z Villarreal. Taki fajny transfer faktycznie. Bardzo lubiłem go oglądać jako piłkarza, bo to była taka chodząca hiszpańska inteligencja. Hiszpańska w sensie takim reprezentacyjnym, bo on grał w reprezentacji Hiszpanii w taki sposób typowy dla nich wtedy. Było widać, że jest bardzo dobrym zawodnikiem i wie, co się dookoła dzieje. Bardzo mądry boiskowo. Zastanawiam się, jak sam jako kibic ocenisz Xabiego Alonso i te pięć lat spędzonych, bo to też jest, mam wrażenie, taki niejednoznaczny do ocenienia piłkarz dla kibiców Liverpoolu.
S.B. – Dla kibiców Liverpoolu on jest bardzo łatwy do ocenienia. On był genialny w środku pola, tylko większość fanów pewnie, znaczy nie mogę powiedzieć, że jestem głosem pokolenia bo jestem 93 rocznik, większość tych kibiców była bardzo młodych, żeby doceniać Xabiego Alonso. Tak z perspektywy czasu na pewno bardziej to wybrzmiewa, że on był naprawdę genialny, jak się też ogląda skróty, jego wpływ itd. Pamiętam, że cholernie miałem pretensje do Beníteza, że uwziął się na tego Barry’ego kosztem Alonso. Nie wiem czemu, nie widziałem żadnych podstaw, żeby tak było, żeby Barry miał zastępować Alonso i do tej pory mu tego nie wybaczyłem, chociaż może? Ciężki stwierdzić. Znajdzie się więcej rzeczy, o które mam pretensje do Rafy, ale uwzięcie się na ten transfer kosztem właśnie Alonso to jest jedno z tych największych, bo Alonso był świetny i dawał dużo radości.
Zresztą do tej pory mam takie wspomnienia, że nawet nie chodzi o ten magiczny Stambuł, ale chociażby właśnie o gole w meczach z Chelsea, o bramki z połowy boiska. O jego grę. Stambuł odkładam na bok, bo ja pamiętam tego zawodnika, jak on przychodził i też wtedy byłem młody, bo to było 2004 rok bodajże? Tak, 2004 rok, jak przychodził, to miałem 11 lat, więc też jakby nie siedziałem jeszcze w tej piłce nie wiadomo ile lat i jako kibic, ale pamiętam, że przychodził jako zawodnik zdecydowanie bardziej ofensywny, a później w miarę upływu lat to coraz głębiej zaczął grać. Ta jego gra ewoluowała. Liczby mógł mieć mniejsze, ale jego rola i charakterystyka gry była zupełnie inna, natomiast no właśnie, to kolejny taki Hiszpan, który przeszedł z La Liga i świetnie sobie poradził na Wyspach.
P.D. – Teraz pomyślałem o tych zespołach, które walczą o mistrzostwo w ostatnim czasie, to najłatwiej takich znaleźć w City bez problemu. Chciałem Barcelonę, to przypomniał mi się Cazorla bardziej w sumie pod kątem tej Hiszpanii. I właśnie chciałem kogoś znaleźć z Liverpoolu i wydaje mi się, że Alonso to jeszcze wtedy nie był taki etap, jak tak masowo ci Hiszpanie przychodzili i na takim dobrym poziomie grali.
S.B. – Do Liverpoolu przychodzili masowo (śmiech).
P.D. – Tak, tak, ale chodzi o to, że jak spojrzysz na całą ligę, że dopiero później zaczęło to tak ewoluować i zaczęli patrzeć w kierunku tych zawodników bardziej technicznych, może nawet nie tak fizycznie niższych, jak, nie wiem, Mata, Agüero, Silva, ale ogólnie właśnie w zupełnie innym kierunku niż dotychczas. Pamiętam, że był Reyes w Arsenalu lata temu, świętej pamięci już. Też wcześniej przychodził do Premier League i u Wengera sobie świetnie radził. Jakbym się miał skupić na drugiej stronie, może to będzie kontrowersyjne, ale wydaje mi się, że i tak przechodząc z Tottenhamu do Realu, nawet jeżeli pod koniec jego kadencji tam było dużo kontrowersji, niechęci, pewnie nienawiści czy złości z perspektywy kibiców Realu, wydaje mi się, że Gareth Bale dla La Liga nie będzie miał sobie mimo wszystko na koniec kariery nic do zarzucenia przy wygrywaniu Ligi Mistrzów czy walczeniu o tytuły mistrzowskie w Hiszpanii.
Bale miał taką karierę, że nawet jak na końcu się skupił na golfie i reprezentacji Walii to i zrobił swoje, co miał zrobić. Wydaje mi się, że piłkarzem, który by sobie poradził, gdyby poszedł, byłby Harry Kane. Wydaje mi się, że gdyby trafił do Realu, czy do Barcelony, wiadomo, że w Barcelonie nie było takiej potrzeby, ale Real szukał tego napastnika. Gdyby poszedł do Realu, to by sobie bez najmniejszego problemu poradził. Bo to nie byłby casus, nie wiem, Woodgate’a, Owena, tylko zupełnie inny poziom piłkarski.
S.B. – Modrić?
P.D. – Tak, to jest ciekawe, bo Modrić był takim zawodnikiem, który zaraz po transferze w 2012 roku został ogłoszony jednym z najgorszych transferów w XXI wieku w Realu Madryt. I chciano się go pozbyć od razu. I nie było tam dużego szacunku dla Luki Modricia i dopiero ileś ostatnich lat pokazało to jest jaki jest Modrić. Im starszy, tym po prostu jak wino, tym lepszy. I Modrić po trzydziestce to Luka najlepszy, jaki mógł być. I jakbyśmy mieli teraz siedzieć osiem godzin to byśmy znaleźli więcej takich przypadków. Fàbregasa bym też zaliczył do udanych transferów, może nie grał za wiele w Barcelonie, ale grał bardzo dobrze.
Wiadomo, że jest wychowankiem tego klubu, ale odchodząc z Arsenalu, świetnie tam sobie poradził, potem wrócił sobie do Chelsea, zdobył mistrzostwo, więc też sobie bez problemu dał radę, chociaż to też pewnie trochę inny przypadek, ale no tak, znajdziemy, znajdziemy sporo takich piłkarzy.
S.B. – Henry?
P.D. – Żałuję, że odszedł do Hiszpanii, przyznam szczerze, bo Henry to jest jeden z moich ulubionych piłkarzy w ogóle w historii Premier League. Pamiętam, że w 2019 roku udzielałem wywiadu na polski portal o Arsenalu. Tak, i tam właśnie było pytanie o ulubionych zawodników Premier League, to ja w trójce umieściłem dwóch zawodników z Arsenalu i to był właśnie Henry i Bergkamp.
Zawsze chciałem Francuza w Barcelonie i żałuję, że tak późno przyszedł, bo chciałem, żeby to nastąpiło albo rok wcześniej, albo jeszcze przed tym finałem Arsenalu z Barceloną, a Denis Bergkamp był zawsze takim moim wymarzonym napastnikiem czy cofniętym napastnikiem, zależy jak go będziemy klasyfikowali, ale takim piłkarzem moim wymarzonym, którego zawsze chciałem w Barcelonie mieć, bo to jest na pewno piłkarz, którego umieściłbym w czołowej trójce piłkarzy technicznych, jakich w życiu widziałem
I jego pierwszy kontakt, ten pierwszy magic touch, jak się mówi, to widziałem u Messiego. Berbatow zawsze był genialny w tym przyjęciu piłki. Berbatowa pierwszy kontakt z piłką to zawsze była poezja ale Bergkamp to zawsze był jeden z moich ulubionych piłkarzy. Podsumowując, Henry był wybitny i cieszyłem się, że przyszedł do Barcelony, ale szkoda, że tak późno a tego drugiego chciałem zawsze żeby poszedł właśnie do Blaugrany, ale marzenie się nie ziściło. Niestety.
S.B. – To teraz takie trochę odbijemy. Czy Harry Wilson będzie kiedyś nominowany do Złotej Piłki?
P.D. – Nie, wydaje mi się, że nie. Wiem pewnie o co Ci chodzi. Takie mecze, gdzie wchodził z ławki i w końcówce strzelał gole. Okej, przeciwko Palace strzelił gole, natomiast to co wydarzyło się z Brentfordem to są takie mecze, które się zdarzają raz, pewnie dwa razy w karierze. To że Harry Wilson będzie strzelał gole, to w to wierzę i raczej tutaj nie ma żadnych problemów, żeby to robił natomiast, Złota Piłka to wydaje mi się, że trochę za wysokie progi.
S.B. – Mbeumo?
P.D. – O Jezu, wiesz co, ja w ogóle jestem fanem, przez to, że tyle lat jestem w tej Premier League a w ogóle jakby ktoś mnie pytał o zdanie, to często polecam takie właśnie nieoczywiste zespoły do oglądania. Bo już przez to, że przestałem tak regularnie oglądać La Ligę, to mało wiem o tym, co się dzieje w Realu, w Barcelonie, może czasami też w Atlético. Oglądałem Gironę, która sobie świetnie radziła, ale już coraz rzadziej można śledzić inne ciekawe projekty.
Tak, w Premier League z ręką na sercu mógłbym polecać różne, takie, powiedziałbym,
hipsterskie kluby do oglądania. Wskazałbym, jakby ktoś mnie zapytał, czyje mecze włączyć w tym sezonie… Powiedziałbym Brentford. Powiedziałbym Brighton. Powiedziałbym, żeby oglądać wszystkie ich spotkania, bo to, jaką oni drogę przeszli, jak się zmieniali i jak walczą z klubami z czołówki, to jest to coś niesamowitego. Patrzę na Bournemouth i widzę piłkarzy skrojonych pod taką zupełnie inną myśl taktyczną i ktoś daje mi fun, jak oglądam te mecze. Bo to są zupełnie inne spotkania, niż mogłyby się wydawać.
Nie muszę oglądać meczu Liverpoolu z Manchesterem City czy United z Liverpoolem, żeby się dobrze bawić i czuć takie uczucie, które mówi, że to jest właśnie Premier League, to jest ta najlepsza liga świata. Włączę sobie mecze Brentfordu z kimkolwiek innym i też się będę dobrze bawił.
S.B. – Nie masz takiego wrażenia, że lepiej się teraz ogląda, nawet z perspektywy neutralnego kibica, te mecze Brighton – Brentford, Bournemouth – Arsenal niż Arsenal – Manchester City, Arsenal – Liverpool? Te mecze na szczycie są elektryczne, elektryzujące i są super, ale tam jednak za bardzo już dochodzi do tych piłkarskich szachów, do tej taktyki, do tego zmniejszonego ryzyka, bo jednak już teraz nie chcą się tak otwierać menedżerowie.
Jak oglądałem ten Arsenal - Liverpool, Arteta powiedział, że powinni wygrać. Ja widziałem pierwszą połowę dla Arsenalu, drugą dla Liverpoolu. Nie widziałem takiego czegoś, że Arsenal chciał ten mecz zabić. A z drugiej strony jak Liverpool strzelał na 1:1, na 2:2 i tym jak już kolejni obrońcy Arsenalu wypadali z gry, to oni się obudzili i stwierdzili, że albo teraz, albo nigdy.
W tych meczach na szczycie wydaje mi się, że za dużo już jest kalkulacji, a potem właśnie włączasz takie Brentford, Crystal Palace i widzisz totalne szaleństwo i taki ping-pong z jednej strony do drugiej.
P.D. – Wiesz co, w tym sezonie na pewno jest prawda w tym, że te mecze topowe nie dowożą, bo nawet ten mecz Arsenalu z Liverpoolem 2:2, ktoś powie, o kurde, dużo się działo. Nie, to nie był absolutnie, który bym polecał. I ten sezon taki jest, ale na przykład zeszły sezon był już inny. Mecze Arsenalu z City były mocno zamknięte oba, gdzie po prostu wiało tak nudą i to było takie zachowawcze granie jednego i drugiego, że można było tam zasnąć.
No właśnie te mecze, które jak mnie pytałeś o ulubione mecze komentowane, to w tamtym sezonie działo się, wiesz, Chelsea – City 4:4. Najbardziej lubię mecze Guardioli, w których przeciwnicy mu zabierają tą kontrolę gry, o którą on tak bardzo zabiega. Liverpool z City w tej kampanii? Może jednostronny, ale właśnie tam City tej kontroli nie miało w ogóle.
Ostatnio byłem na Chelsea – Arsenal z Michałem Zachodnym, komentowaliśmy ze stadionu. Po meczu byłem lekko zmieszany. Fajnie, że były momenty trzy, cztery, ale poza tym byłem rozczarowany tym, jak ten mecz wygląda. Widać, że ci piłkarze są zajechani i za dużo tych meczów pewnie jest i nie są w dobrej formie. Zaczynając pracę przy Premier League, jak już miałem okazję komentować mecze, to zawsze to były takie mecze z tej piwnicy Premier League. Dwudziesty i dziewiętnasty zespół, szesnasty z piętnastym, West Brom, Brighton, który awansował do Premier League, Sunderland.
Wybierasz sobie jakieś takie rzeczy, takie mniejsze kluby i mecze, które nie miałyby racji bytu, a tu się okazało, że cieszyłeś się jakbyś miał taki prezent na gwiazdkę. I tak co kolejkę. Ja w ogóle zawsze tak podchodzę i cieszę się, że cały czas tak mam, że niezależnie jaki mam mecz, to się cieszę. Bo wiem, że to jest po prostu duży przywilej pracować przy tej lidze i móc komentować mecz.
Wiadomo, że jestem zadowolony, jak dostanę mecz na szczycie, raz na jakiś czas, ale jak dostanę, przykładowo Brentford to się cieszę. Pamiętam ten mecz z Fulham. Komentowałem z Maćkiem Łuczakiem. Mówię Maciek cieszę się, że będziemy razem pracować nad tym meczem. Nie miałem pojęcia, jak to się skończy, czy że się w taki sposób skończy, bo jednak mimo wszystko, oprócz tej szalonej końcówki, to z perspektywy większości tego meczu, byłem trochę rozczarowany, bo sobie ostrzyłem zęby na coś więcej. Ale ostatecznie końcówka dowiozła. Właśnie wiesz, mnie takie mecze jarają.
Komentowałem kilka tygodni temu, jedyny mecz, jaki robiłem w weekend, to był mecz Fulham – Aston Villa i mówię, zajebiście. Super, mega się jaram. Jak patrzę, że mam jakiś mecz z udziałem Bournemouth, wiem od razu, że będzie się dużo działo.
I myślę, że jakby ktoś mnie zapytał, ej, mecz jest Premier League, który mecz obejrzeć, to czekaj, daj mi chwilę, odpalę mecze i wskaże właśnie te spotkania z niższych miejsc tabeli. Ipswich vs Leicester to może być dla postronnego widza super mecz, a jakbym miał wskazać Jeszcze jakiś inny to biorę w ciemno Fulham vs Wolves.
Takimi meczami się, mam wrażenie, człowiek zakochuje w Premier League, a nie tylko meczami, nie wiem, City z Tottenhamem, czy Liverpoolu z United? To jest liga, gdzie jak jest na przykład końcówka sezonu i jest walka o utrzymanie i są bezpośrednie starcia, to nie ma lepszego meczu do komentowania niż na przykład zespołu będącego w strefie spadkowej z zespołem, który jest tuż nad kreską.
Albo innych zespołów, które są tuż nad kreską i porażka jednego z nich może decydować o tym, że końcówka sezonu będzie fatalna. Jak patrzę w grafik, mówisz, o kurde, sztos. To jest ten mecz, który jakbym miał wybrać w tej kolejce, to chciałbym mieć właśnie to spotkanie.
Takimi meczami żyje człowiek. Tam nie ma aż takiej taktyki, tam nie ma takiego szachowania się, tam często jest jazda bez trzymanki, bo nie wiem, obie ekipy nie potrafią grać w obronie. I to jest prawdziwa jazda bez trzymanki i tak to wygląda, więc jakbym miał polecić komuś, kto chce się zakochać w Premier League, w sobotę, raczej bym wybrał do zakochania Bournemouth i Brighton.
S.B. – Kto by pomyślał, że najlepszą wizytówką Premier League będzie Bournemouth i Brighton (śmiech).
P.D. – Tak, no z mojej perspektywy w tym sezonie musiałoby to tak wyglądać. Sam powiedziałeś, że w tych meczach na szczycie często dochodzi do grania zachowawczo, spokojnie, często na czas. Chodzi o zachowanie dobrego wyniku o odpowiedzialną grę. A tamtych spotkaniach? Chodzi o to, żeby wygrać za wszelką cenę albo żeby nie przegrać za żadną cenę. I to jest najpiękniejsze. A jeśli jeszcze masz możliwość przeżywania tego jako komentator, to czego chcieć więcej?
S.B. – A gdybyś mógł skomentować jakikolwiek mecz, który się wydarzył w historii, jakakolwiek liga, jakikolwiek mecz, mogą być reprezentacje, to który to by był i dlaczego?
P.D. – Nie wiem, czy chciałbym komentować mecz reprezentacji Polski, bo to jest, mam wrażenie, jakaś nieznana mi zupełnie inna dziedzina tego, czym się zajmuj, bo to jest naznaczone tyloma emocjami, oczekiwaniami, presją. Wiadomo, że nie jestem komentatorem takim, nie licz na to, nie powiem ci, o kogo chodzi, ale że są komentatorzy, którzy wierzą, że mają wpływ na wynik, że to, że oni komentują, to czują, że oni mają wpływ na to, jak się ten mecz zakończy. Nie, ja nie jestem takim komentatorem.
Nie patrzmy na to tak przez temat meczów reprezentacji Polski, natomiast to jest zupełnie inny system walutowy niż komentowanie meczów ligowych, komentowanie meczów innych reprezentacji i komentowanie meczów swojej reprezentacji. Gdybym mógł skomentować jeden mecz, to chciałbym skomentować El Clásico. No i nigdy nie komentowałem meczu Realu, więc to by pewnie było ciekawe wyzwanie. Raz komentowałem, pracując w Canal+, jeszcze wtedy Canal+, miał też Puchar Króla. Komentowałem mecz Barcelony w tych rozgrywkach, ale nigdy tak nie miałem okazji skomentować czegoś tak wielkiego jak El Clásico. Raz je przeżyłem na żywo, ze stadionu jako kibic, ale nigdy nie miałem okazji skomentować.
S.B. – Wiesz, że zapytam o Premier League.
P.D. – A w Premier League, kurczę, wiesz co, komentowałem derby Manchesteru. Ostatnio w tym sezonie komentowałem, miałem po raz pierwszy okazję komentować derby Anglii i starcie United z Liverpoolem wygrane przez Liverpool 3:0 na Old Trafford. Derby Północnego Londynu komentowałem kilka razy, więc takie najważniejsze mecze w Premier League mi się praktycznie udawało już przeżyć, ale taki jeden wymarzony to byłby... o, wiem. Jeżeli byłaby sytuacja, gdyby Messi na koniec kariery, załóżmy na ostatni mecz wrócił do Barcelony, to chciałbym skomentować ostatni mecz w karierze Leo Messiego.
S.B. – Tego kierunku się nie spodziewałem.
P.D. – No tak romantycznie poleciałem (śmiech). Nawet jeżeli nie wróciłby do Barcelony, to chciałbym skomentować ostatni jego mecz w karierze .To będzie pewnie dobra godzina, musisz być gotowy na drugą, trzecią w nocy. Komentowałem w te wakacje Copa América, więc mam jakieś doświadczenie, więc może ktoś to przeczyta i zapamięta (śmiech).
S.B. – Podziwiałem to wasze komentowanie tych rozgrywek, bo nawet mając wolne zasypiałem na wielu spotkaniach. Poziom był różny, więc tym bardziej szanuję za taką pracę, podejrzewam też dla mocno ograniczonej widowni.
P.D. – Każdy skomentowany mecz to przyjemność jak już mówiłem wcześniej. Sprawiało mi to wiele radości, ale faktycznie nie były to szalenie porywające rozgrywki. Więc to jest też inna para kaloszy, ale jeżeli miałbym komentować te wymarzone spotkania, to klubowo na pewno El Clásico i ostatni mecz Leo Messiego, a jeżeli miałbym kiedyś okazję komentować mecze reprezentacji Polski, to no nie wiem, mecz Polaków na wielkim turnieju w walce o strefę medalową. No ale to wiesz, to raz, że ciężko sobie wyobrazić, żeby to się wydarzyło w najbliższym czasie, a dwa, że jednak to jest zarezerwowane dla pewnie, wiesz, grona małego osób w tym kraju.
S.B. – Pytałem o to poprzedników, więc zapytam i Ciebie. Byłbyś obiektywny, jakbyś komentował El Clásico?
P.D. – Wiesz co, raz jeden, jak komentowałem Barcelonę, to pierwsza rzecz, jaką sobie postawiłem, to żeby nikt mi nie zarzucił, że jestem stronniczy wobec tej drużyny. Pamiętam, że uważałem, że dobrze wykonałem swoją pracę, bo kibice Barcelony cisnęli mnie ostro za to, że beznadziejnie komentuję mecz Blaugrany (śmiech). Poszło to w drugą stronę tak mi się wydawało, że jestem nieobiektywny, że hejtuję tę Barcelonę. Myślałem, że chyba udała mi się ta sztuka, bo później, już na spokojnie oceniłem swój komentarz poprawnie, tak jak powinien brzmieć, ale w ogóle, wiesz, jeżeli masz jakieś animozje i masz jakieś preferencje, czy brak ich wobec jakichś danych klubów, to trzeba to zostawiać poza kabiną komentatorską.
Ja mam kluby, które lubię, mam Barcelonę, mam pewnie kluby, które nie są moimi ulubionymi i którym pewnie nie życzę najlepiej na świecie jako kibic, ale nie wyobrażam sobie, żeby wylewać swoje frustracje w trakcie komentowania meczu, bo nie robię tego tylko dla siebie. Robię to przede wszystkim dla widza. A ja tam jestem, żeby po pierwsze nie przeszkadzać, a po drugie ewentualnie umilić komuś dwie godziny i sprawić, żeby ktoś poza tym, co ogląda jeszcze miał miłe wrażenia audio i był zadowolony, że miło spędził czas.
S.B. – Bardzo rozsądna puenta tego pytania. O, to będzie takie ciekawe następne pytanie. Aż sobie zapisałem z gwiazdką, więc mam nadzieję, że zaskoczę. Jak oceniasz rozwój polskiej Ekstraklasy na tle Premier League i czy widzisz elementy, które mogłaby polska liga zaadaptować?
P.D. – Wiesz co, widzę rozwój, bo widzę w jakim miejscu jest ta liga, chociażby na przestrzeni tych lat, kiedy przy Ekstraklasie już nie pracuję, a to będzie czwarty sezon i widzę, jak dużo dobrego dzieje się chociażby z promocją tej ligi i z zapełnianiem stadionów, bo na przykład patrzę na Legię i na to, jak ten zespół grał w ostatnim sezonie, czy nawet wieloma fragmentami tego, a mimo wszystko praktycznie na każdym meczu jest sold out.
W drugą stronę pewnie działa Jagiellonia, która ma mistrzostwo i najlepszy okres w swojej lidze, a w tym momencie ma problemy, żeby na mecz w Lidze Konferencji Europy z Molde zapełnić swój mniejszy obiekt. Czego mogliby się nauczyć? Chciałbym takiej stabilizacji pracy u trenerów i widzę jak to wygląda. U niektórych oczywiście nie mówię, że we wszystkich niektórych klubach Premier League, bo też nie będę górnolotnie rzucał, że w każdym klubie tak wygląda, patrząc na United chociażby, czy na Chelsea, widzimy jak to jest w ostatnich latach, ale chciałbym, żeby ta stabilizacja była, żeby tym trenerom dawano nieco więcej czasu do pracy i żeby te kluby były mądrze zarządzane, bo mam wrażenie, że to uniwersum polskiej piłki to jest takie, że nawet my się nie musimy starać jako, nie wiem, kibice, dziennikarze, żeby coś nowego wypływało, że co weekend jak wraca Ekstraklasa czy reprezentacja Polski, to dzieją się jakieś absurdalne rzeczy w kontekście zarządzania klubem czy prowadzenia klubu, trenowania piłkarzy, zaplecza i sportowego, i finansowego, to, co się dzieje teraz w Śląsku Wrocław, jakie rzeczy działy się, nie wiem, w Stali Mielec przez te ostatnie sezony, kiedy – nie wiem, jak jest teraz, czy tak jest wciąż, ale pamiętam też od poprzednich sezonów, gdzie co sezon po prostu przychodziło 15 nowych, 15 odchodziło, wypożyczenia i tak naprawdę co sezon to jest walka od zera w nowym projekcie.
Kurczę, wiesz co, mam wrażenie, że lepiej sobie… Chociaż może dobra, ostatnio były sytuacje, kiedy VAR nie radził sobie, czy to w meczu Jagiellonii z Rakowem, czy w meczu Lecha z Puszczą i dawano takie absurdalne rzeczy, ale często tak na przestrzeni lat, całego zeszłego sezonu, to mam wrażenie, że i tak mimo wszystko Polska sobie na przykład z systemem VAR lepiej daje radę niż Premier League. Głównie chodzi mi o to, jak się komunikuje, jak to wszystkie płynniej przebiega. Oczywiście musimy wyjąc poza nawias te spotkania z błędnymi decyzjami czy problemami z technologią. Jednak ona jest i na stadionach w Anglii. Widzę, jak wyglądają ostatnie sezony, jak ty jako kibic z Liverpoolu widzisz, jak wyglądają ostatnie kampanie Premier League. Cały czas jest walka, cały czas ma być większa transparentność, a cały czas są tak samo absurdalnie podejmowane decyzje i brak konsekwencji przy szczególnych sytuacjach. Urokiem Ekstraklasy mimo wszystko jest to, że dla kibiców polskich jest to najlepsza liga świata,
Nie wiemy czego się spodziewać, czy jakiegoś takiego meczu o piątek 18, gdzie po prostu oczy bolą jak oglądasz, czy takich meczów jak ostatnio, nie wiem, Lecha z Legią, czy tego jak Cracovia się prezentuje w tym sezonie, czy jak Jagiellonia się prezentowała w poprzednich rozgrywkach. Myślę, że nasza liga dobrze się rozwija. Wiadomo, że ranking tworzy dobre występy w Europie, ale jednak ta liga się rozwija, polskie kluby w tej Europie goszczą coraz częściej w fazie grupowej. Liczę też, że w fazie pucharowej, tak jak to miało miejsce w przypadku Lecha czy Legii w ostatnich sezonach, tak będzie też w tym sezonie w przypadku Jagiellonii i Legii.
S.B. – Myślisz, że podoba się kibicom, bo dostarcza też sporo śmiechu i często po prostu bywa komiczna? Mówimy nadal o profesjonalistach.
P.D. – No tak, jest to kolorowa liga i dostarcza często memicznych sytuacji, to jest urok tej ligi. I w sumie wiesz co? Niech za wszelką cenę się nie upodabnia do Premier League na poziomie sportowym, bo czasami człowiek chętnie włączy Ekstraklasę, popatrzy i pomyśli, że jest jednak to koszula bliższa ciału, szyta na miarę. Niech nasi piłkarze w Ekstraklasie nie będą magiczni za każdym razem, niech będą tacy swojscy. To jest urok po prostu tego wszystkiego. Premier League jest idealna, jest wyniosła i piękna. Jest mnóstwo techniki i inteligencji. Czasem po prostu można sobie przypomnieć inne czasy i zmienić kurs.
S.B. – To też będzie pewnie ciekawa puenta i ciekawi mnie czy będzie dobry odbiór tej odpowiedzi. Żeby Ekstraklasa nie szła w kierunku Premier League, tylko żeby Ekstraklasa była sobą. Widzisz jakiegoś polskiego piłkarza, który ma szansę w Premier League? Niekoniecznie w tym sezonie, ale na przestrzeni lat?
P.D. – Wiesz co, przez lata chciałem, żeby to był Piotrek Zieliński. Ostatnio jak oglądałem rozmowy na Foot Trucku i faktycznie widziałem, że było blisko, że on był już w Liverpoolu, był u Kloppa w domu i to było na wyciągnięcie ręki, to aż się cieplej zrobiło. Szkoda, że to się posypało, że później był ten West Ham, ale że ostatecznie wybrał pozostanie w Napoli i ten Inter, to też jestem w stanie zrozumieć. Natomiast on był takim piłkarzem, którego bardzo chciałem, ale to się już nie wydarzy.
Nie wiem mimo wszystko, czy bardziej na przykład do piłki hiszpańskiej niż do angielskiej nie pasowałby Urbański, bo jednak wiem, że Premier League pokazuje, jak ta liga może być
dobra dla piłkarzy technicznych, ale jednak widzę, jak bardzo musiałby popracować fizycznie nad sobą Kacper Urbański, żeby tam się w ogóle przebić i utrzymywać się na takim poziomie.
Nie wiem, nie widzę teraz kogoś takiego, kto mógłby od razu wskoczyć do pierwszego składu ekipy z Premier League. Patrzę na piłkarzy powoływanych do reprezentacji, którzy mogliby od razu wskoczyć z marszu i poradzić sobie. Patrzę na piłkarzy, którzy przyszli z Serie A, chociażby Kiwiora, wiadomo, że poszedł do Arsenalu walcząc jego tytuł mistrzowski. Jednak rywalizacja z Salibą czy z Gabrielem, to jest jedna z najtrudniejszych rywalizacji, jakie sobie możesz wyobrazić w Premier League.
Problem innych lig jest taki, że często piłkarze, nie tylko polscy mają problemy żeby przeskoczyć ten pewien poziom. Wiem, że Salah jest takim przykładem, który był w Romie i poszedł do Premier League, sobie świetnie radzi, natomiast to są takie wyjątki od reguły. Zresztą w Chelsea się odbił. Jak patrzymy na Zirkzee czy Højlunda chociażby, to widzimy, ze mają pewne problemy. Chiesa jest kontuzjowany teraz cały czas, więc nie można go ocenić, ale już widać, że coś jest nie tak, że powrót trwa dłużej niż wszyscy oczekiwali. Dla piłkarzy często to zbyt duży przeskok na poziomie fizycznym pewnie i intensywności tych spotkań.
Prędzej uważam, że łatwiej byłoby komuś z ligi belgijskiej, która też jest fizyczna, z ligi niemieckiej przejść do Premier League i Lewy, gdyby nie szedł do Barcelony, tylko jeszcze był w takim swoim, no, w tamtym wieku, to Premier League by go potrzebowała. Jakiś klub na pewno by potrzebował napastnika, to sądzę, że Lewy by sobie bez najmniejszego problemu poradził. Zawsze mieliśmy dobrych bramkarzy i sobie radzili w Premier League.
I tak ostatnio o tym myślałem, że nawet jeżeli nie zawsze to były czołowe role, to mieliśmy zawodników, którzy grali w praktycznie każdym wielkim klubie w Premier League.
Mieliśmy i Fabiana grającego w Arsenalu, i Szczęsnego, i Dudka w Liverpoolu. W Manchesterze United był Tomek Kuszczak. Teraz Łukasz jest w West Hamie i przecież radzi sobie bardzo dobrze, dodatkowo znowu gra w pierwszym składzie. Sądzę, że taki Kamil Grabara jakby zagrał jeden dobry czy dwa sezony na poziomie Bundesligi i ktoś by się zgłosił z Premier League, to sądzę, że mielibyśmy znowu bramkarza na lata, który mógłby grać w tej lidze. I śmiesznie by było jakby Liverpool chciał go z powrotem.
S.B. – Bardziej się zastanawiam, czy sam byłby zainteresowany powrotem, nawet w sytuacji, w której zostałby tylko Alisson.
P.D. – Nie wiem, czy by się zgodził. Nie, nie. Oczywiście teraz się śmieję, ale gdyby był pierwszym bramkarzem i miał pójść do jakiegoś zespołu z Premier League jako pierwszy bramkarz, to wydaje mi się, że Grabara ze swoim charakterem, ze swoim nastawieniem, ze swoją pewnością siebie i przede wszystkim ze swoimi umiejętnościami by sobie poradził.
S.B. – Pozostańmy w temacie transferów. Arabia Saudyjska mocno namieszała. Jest jakiś piłkarz z Premier League, którego tak szczerze żałujesz, że odszedł z Premier League kosztem Arabii?
P.D. – Riyad Mahrez.
S.B. – O, to taki, bym powiedział, nietypowy wybór.
P.D. – Wspominałem wcześniej o tych zawodnikach, którzy potrafili mieć kapitalny pierwszy kontakt z piłką. To magiczne dotknięcie. Wydaje mi się, że do podobnej kategorii można dorzucić Riyada Mahreza. To jest jeden z najbardziej technicznych piłkarzy, jakich widziałem na przestrzeni ostatnich lat w Premier League. I ta technika użytkowa, jaką on miał i w Leicester, i w Manchesterze City, to przecież bajka.
Żałowałem, że Toney odszedł do tej ligi zamiast dostać okazję gry jako dziewiątka w podstawowym składzie w silnym klubie. Takim kolejnym piłkarzem, którego będę żałował, to jeździec bez głowy, ale dobrze się go oglądało – Saint-Maximin. I wydaje mi się, zastanawiam się często, czy mimo wszystko, jakby Fabinho został, to by się nie odbił po tym słabym sezonie i całym sezonie Liverpoolu. Oczywiście Liverpool potrzebował tej przemiany, chociaż sam Klopp, pamiętam, że mówił, że nie spodziewał się, że w jednym okienku odejdą i Henderson i Fabinho, i to było za dużo.
No mam takich kilku piłkarzy, ale wydaje mi się, że jest jeden, który był na transfer za młody. Aymeric Laporte bo to jest piłkarz na poważne granie, a nie na Arabię Saudyjską, zwłaszcza w takim wieku. Mistrz Europy, podstawowy piłkarz swego czasu w City przez kilka sezonów ale wydaje mi się, że jakbym miał wskazać jednego, to bym nie chciał, żeby Mahrez odchodził. Uwielbiam go jeszcze z tą jego posturą absolutnego chudzielca, radzącego sobie genialnie w tej lidze. To jest taka duża dla strata.
S.B. – Odejście Salaha byłoby czymś podobnym?
P.D. – Nie chciałbym, żeby Salah odszedł, bo to byłaby dla mnie ogromna strata. Tego wątku już nie będę rozgrzebywał, bo wiem, że dla kibiców w Liverpoolu odejście Salaha będzie bolesne. I to bardzo. Może kibice innych klubów mogą się nie zgodzić, ale ja uważam, że zostanie Salaha jest potrzebne. Od 2017 roku jest jedną z gwiazd tej ligi, niezaprzeczalną. Rzadko który piłkarz utrzymuje taką formę na przestrzeni tych lat. Mało kontuzji, zawsze gole i asysty. Po prostu nieprawdopodobne liczby wykręca ten gościu. Po tylu latach wygląda wciąż jakby miał, nie wiem, ochotę komuś znowu coś udowadniać. I uważam, że nie tylko dla Liverpoolu, ale dla dobra całej ligi, Salah powinien w tej lidze zostać.
I żeby ta konkurencja nadal była, żeby ci najlepsi piłkarze tu byli, a nie uciekali do Arabii Saudyjskiej. I tak samo wydaje mi się, że w kwestii przedłużenia kontraktu z Van Dijkiem czy z Trentem, przyznam bez bicia, że pomimo obecności tych plotek o Realu, nawet jakby miał przejść za darmo do mojej ulubionej Barcelony, to wolałbym żeby został w Liverpoolu, w Premier League i tutaj dalej się rozwijał. Bo to tacy piłkarze będą sprawiali, że nie tylko ten klub będzie walczył o mistrzostwo, ale będzie ta liga coraz bardziej konkurencyjna i pozostanie na najwyższym poziomie, bo to ci piłkarze nakręcają siebie, kolegów z zespołu, a co za tym idzie rywali. No i takich zawodników nie można oddawać za darmo.
S.B. – Jaki moment w historii Premier League utkwił Ci najbardziej w pamięci?
P.D. – Sezon bez porażki Arsenalu, bo to było takie coś, co było dla mnie w ogóle nie do przyjęcia po prostu, że jak można nie przegrać meczu w sezonie. No i jednocześnie jak można wygrać mistrzostwo, mając tak dużo remisów. Z drugiej strony to chyba jakaś klątwa, bo zapisał się w historii futbolu takim wyczynem Arsène Wenger, ale teraz kibice Arsenału tak długo czekają na mistrzostwo.
Przyjście Mourinho jako taki zupełnie inny powiew świeżości w Premier League i to zdobycie mistrzostwa z jakąś absurdalną małą liczbą straconych goli to na pewno kolejny taki moment ulubiony. Rywalizacja Liverpoolu z United to, jak dobrze pamiętam sezony 07/08 i 08/09. Jeżeli dobrze pamiętam, to były takie dwa sezony, kiedy na pewno w jednym z nich była taka granica czterech punktów, kiedy Gerrard całował kamerę na Trafford, a Torres był najlepszym napastnikiem na świecie.
S.B. – Pamiętasz Beníteza, który wpadł w pułapkę Fergusona?
P.D. – Oj tak. Dał sobie wejść do głowy, mam wrażenie, a próbował wejść do głowy Fergusona. Ściągał okulary na konferencji prasowej, chciał rozmawiać o faktach. Jak robiliśmy odcinek o teoriach spiskowych, to Wojtek Piela właśnie przypomniał ten fragment. Niesamowita sytuacja. I też to doskonale pamiętam. Niby mała rzecz, niby drobnostka, ale jednak być może miała wpływ na wyniki zespołu.
Nie pamiętam tych mistrzowskich sezonów Newcastle, wypowiedzi, legendarnych zresztą już, Keegana. Pamiętam, jak widzisz, więcej z tej nowoczesnej historii Premier League. Kupno Chelsea przez Abramowicza jako też taki przełomowy moment, a później wejście Emiratów Arabskich do Manchesteru City jako takie ważne momenty, które trochę zmieniły bieg historii, jeżeli chodzi o walkę o te najwyższe cele też należałoby dodać.
Na pewno odejście Fergusona. No i ten gol Agüero, który dał mistrzostwo Manchesterowi City. Pamiętam głównie przez to, że to pierwsze mistrzostwo Citizens pokazało, że faktycznie można się postawić Manchesterowi United i nawiązać rywalizację z tymi największymi klubami w Premier League. A z tych ostatnich lat to na pewno przyjście Kloppa i Guardioli do Premier League, jako takie etapy, które bardzo mocno zmieniły bieg tej ligi. No i oczywiście najpierw wielka ucieczka, a potem mistrzostwo Leicester City. Sezon po sezonie. Nie wydaje mi się, żebyśmy byli świadkami czegoś podobnego w najbliższych latach.
S.B. – Powoli zmierzamy do końca, a skoro wspomniałeś o Kloppie to zapytam, czy widzisz szansę na menedżerów długowiecznych? Będzie o to coraz trudniej? Guardiola jak odejdzie to runie kolejny bastion.
P.D. – Na pewno w to wierzę, ale prędzej widzę taką sytuację, mimo wszystko w klubach z niższej półki. Bo przy tej presji, przy oczekiwaniach w klubach Big Six chociażby i przy zmianach właścicieli, tak jak się działo to w Chelsea, czy dzieje się w Manchester United, to trudno będzie o stabilizację na przykład na pięć, dziesięć sezonów.
Tak mi się przynajmniej wydaje w tym momencie, patrząc na ostatnie lata w tych klubach.
Prędzej bym wskazywał właśnie takie kluby, jak Brentford, gdzie Thomas Frank pracuje już, nie wiem, ale mam wrażenie, że z dwadzieścia lat (śmiech). Jest teraz Marco Silva, od kiedy jeszcze obejmował Fulham w Championship, także w tych klubach, gdzie ta presja nie będzie tak duża, a oczekiwania też będą oscylowały w takich granicach rozsądku, a nie, że musisz nagle nawiązać do rywalizacji o europejskie puchary, ale po prostu żebyś był stabilnym klubem, który gra atrakcyjny futbol, miał swój pomysł na grę i pozwolą ci wprowadzać taką mądrą filozofię nie tylko zarządzania zespołem piłkarskim, ale w ogóle klubem, to prędzej coś takiego bym widział właśnie w takich ekipach.
I to też wszystko zależy od miejsca, bo jednak miejsca bardziej narażone na kryzys, bardziej narażone na to, żeby szybko odpalić przycisk reset i wciskać czerwony guzik są właśnie w klubach z Big Six, aniżeli w klubach, które mają ustabilizowaną pozycję w środku stawki. Teraz coraz trudniej mi sobie wyobrazić trenerów pracujących 8–10 lat w jednym klubie. I to, że to robił Klopp, to, że to robi Guardiola i to, że to może będzie to Arteta to jest bardzo duże osiągnięcie. Przy czym ten ostatni jest gdzieś w połowie tej drogi, więc różnie może to się jeszcze potoczyć.
Historia tej ligi też to trochę pokazuje ostatnimi laty, jak często się zmieniają ci trenerzy. Nasz pierwszy sezon z Premier League w Viaplay był szalony pod tym względem, tam zwolniono jedenastu trenerów. To jest szaleństwo. W klubach jest mnóstwo elementów, którym menedżer musi sprostać. Nawet przecież Klopp miał kryzysy i gorsze momenty. Guardiola również, zwłaszcza teraz, ale widzisz, nie ma jakiejś przesadnej paniki. Nadal jest wiara w projekt. Też trenerzy, który pracują tyle lat w jednym zespole zasługują na większy szacunek, gdy nie idzie. Różnie z tym jednak bywa.
I wydaje mi się, że prędzej będziemy patrzyli w kierunku mimo wszystko właśnie Brentfordu, Brightonu może, jeżeli ktoś będzie chciał tam na tyle długo pracować, a nie szukać potem kolejnych wyzwań i iść półkę wyżej. Może Unii Emery będzie długo pracował w Aston Villi. Nie mówię o takich historiach jak Ferguson czy Wenger, bo na ten moment to jest jakaś abstrakcja. Natomiast takie historie typu, wiesz, dziewięć, dziesięć lat, dziewięć Kloppa, osiem Guardioli to już jest dla mnie coś takiego wyjątkowego na skalę europejską.
Podejrzewam, że w innych ligach jest o to łatwiej. Pewnie zaraz wyciągną mi kluby z Włoch, Niemiec czy Hiszpanii, gdzie taka długowieczność jest nadal w cenie, ale w Premier League czasem za szybko zwalniają menedżerów. Każdy kto wytrzyma tam długo, zasługuje na szacunek.
S.B. – Okej, no i na koniec rada dla polskich kibiców Liverpoolu, tradycyjnie.
P.D. – Rada dla polskich kibiców Liverpoolu? Mimo wszystko ze spokojną, chłodną głową podchodzić do tego, co się dzieje i do tego, jak wygląda rywalizacja w Premier League, bo był ten czas Kloppa i był to złoty czas Liverpoolu w ostatnich latach i w historii tego klubu na przestrzeni pewnie ostatnich dekad, natomiast nie wszystko jest dane na zawsze, więc mogą się potem pojawiać błyskawicznie lata, w których Liverpool będzie miał te lata chude, a nie tłuste.
Trzeba docenić to, co się działo teraz, za Kloppa i, broń Boże, nie myśleć o Arne Slocie w kategorii stawiania go na równi, na wyżej po kilkunastu rozegranych meczach. Niech Slot przepracuje pierwszy sezon i zobaczymy na jakim miejscu skończy w różnych rozgrywkach i potem będziemy dalej patrzeć i przechodzić, ale spokój to jest co jest najważniejsze, bo mam wrażenie, że kibice dużych klubów i mówię to o sobie trochę przez prymat kibica Barcelony, mają taką łatwość, żeby w zależności od tego, co wydarzy się, z tygodnia na tydzień być albo w niebie, albo w piekle. I albo kogoś kochać, albo nienawidzić. Albo kogoś po prostu przeklinać, albo wychwalać.
I większy spokój, większy dystans i cierpliwość. Tak mi się wydaje. Wiem, że jest teraz dobry moment dla kibiców Liverpoolu, że wszyscy są zadowoleni, bo mają coś, co było raczej niepisane, nikt się tego nie spodziewał w tym momencie, natomiast należy docenić to, co jest, ale nie wybiegać też może za daleko w przyszłość. Nie myśleć o poczwórnej koronie, która miała być w ostatnim sezonie Kloppa, tylko myśleć o tym, dobra, zobaczmy, co będzie w styczniu, zobaczmy, co będzie, jak skończy się faza ligowa Ligi Mistrzów, na którym będziemy miejscu, jaką będziemy mieć sytuację w lidze i w innych pucharach, a potem zaczniemy marzyć, bo nikt niczego nie wygrał w listopadzie i grudniu. I w styczniu w sumie też.
Wtedy się tylko przegrywa. Życzę zatem kibicom Liverpoolu, żeby byli cierpliwi, żeby mogli nie wiem czy to będzie w tym sezonie czy w przyszłych, ale żeby mogli w kwietniu o tym myśleć, że o co wygramy w tym sezonie, co za trzy tygodnie się uda nam zrobić, a nie żeby myśleć o tym w listopadzie, tutaj to jest faktycznie takie wyświechtane, ja tego nie lubię często, ale faktycznie piłkarze czy trenerzy tak myślą. Nie mówią tego jednak głośno. Nie będę myślał, nie będę mówił na konferencji czy wywiadach o tym co się wydarzy w maju.
Nie wiem, co się wydarzy w maju, bo to jest za 20 meczów. Wiem, co może się wydarzyć w tym tygodniu, za dwa tygodnie i faktycznie patrzą mecz po meczu, nawet jeżeli potem kibic siedzi czy dziennikarz i patrzy i mówi, Boże, nudne są te wypowiedzi, to jednak oni faktycznie tak myślą i nawet jak w głowie są inne myśli, to trzeba się skoncentrować na tych krótkotrwałych celach. Mecz po meczu, kolejka po kolejce.
I jednak trzeba mieć tę cierpliwość i patrzeć może tak tu i teraz, a nie wybiegać za daleko w przyszłość, bo łatwo się potem można rozczarować, więc życzę, żeby kibice Liverpoolu mogli się zastanawiać nad tym nie w listopadzie, a w kwietniu.
S.B. – Dam Ci trofeum, bo to najdłuższa rada udzielona fanom na tym portalu. Na pewno będziesz w TOP3 (śmiech). Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i z tego miejsca mogę chyba już życzyć zdrowych i wesołych Świąt.
P.D. – Również życzę wszystkim wesołych świąt a Tobie, przede wszystkim dziękuje za to, że nie drążyłeś tego tematu spotkania rewanżowego Liverpoolu z Barceloną (śmiech).
Rozmowę tradycyjnie przeprowadził Sebastian Borawski. Zapraszamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.
S.B. – Dam Ci trofeum, bo to najdłuższa rada udzielona fanom na tym portalu. Na pewno będziesz w TOP3 (śmiech). Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i z tego miejsca mogę chyba już życzyć zdrowych i wesołych Świąt.
P.D. – Również życzę wszystkim wesołych świąt a Tobie, przede wszystkim dziękuje za to, że nie drążyłeś tego tematu spotkania rewanżowego Liverpoolu z Barceloną (śmiech).
Rozmowę tradycyjnie przeprowadził Sebastian Borawski. Zapraszamy do komentowania i dzielenia się swoimi przemyśleniami.
Komentarze (8)
Rewelacyjna robota Stary. Bardzo przyjemny, dojrzały, efektowny i efektywny zarazem wywiad. Lubię słuchać Piotra Domagały. Ma chłop sporą wiedzę i nie irytuje mnie w żaden sposób, jak chociażby niektórzy komentatorzy z C+, czy Viaplay.
Niesamowita praca.
Jeśli zajrzy do sekcji komentarzy, ślę serdeczne pozdrowienia. Mam nadzieję, że od przyszłego sezonu widzimy się i słyszymy na angielskich boiskach w C+.